Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP
Xena Warrior Princess
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

BACCHICUS CHRÓNOS - DZIKI OGRÓD

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
R
Niszczyciel Narodów



Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 4179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:11, 23 Paź 2006    Temat postu: BACCHICUS CHRÓNOS - DZIKI OGRÓD

No to wrzucam, jak Lash tak piszczy Smile
FF sprzed 6 lat jakos, a wiec i pisanie inne i bledy inne, ale zostawiam w takiej formie jak powstalo wtedy. Mam te wersje twojego brata polonisty Lash, ale nie bede jej stosowac. Wlasciwie dlatego, ze czesc poprawek wynika z jego niewiedzy co do serialu i postaci i domaga sie rzeczy, ktore dla fana sa oczywiste i nie trzeba ich opisywac Smile
Styl mam jaki mam i na ff wystarczy, a to co moglam gramatycznie poprawic to postaralam sie to zrobic.
Opowiadanie jest niedokonczone.
Jedna dodatowa scena istnieje, ale jest niedorobiona i z wstawkami "burzy mozgow", wiec jej nie dalam.

BACCHICUS CHRÓNOS

DZIKI OGRÓD

Lashana&Resetta

Światło odbija się w kryształowych soplach osiemnastowiecznych żyrandoli. Powietrze lekko przenikają takty wiedeńskiego walca, pomieszane ze szmerem ludzkich oddechów i głosów...
- Podobno to syn arabskiego szejka. W pojedynku zabił...
- Jakież to romantyczne...
- Ależ skąd! W tych czasach pojedynki? Pewnie wdał się w rewolucję w tym pogań...
W tę jedną noc świat popada w bajeczne szaleństwo. Za każdym razem staje na krawędzi, a serca przepełnia drżenie oczekiwania co będzie za nią. Czy lepiej? Gorzej? Albo nic, koniec wszystkiego?
Tłum mężczyzn i kobiet w sali balowej o mahoniowej posadzce. Ciemność za wielkimi oknami. Na ścianach obrazy, trofea, arrasy, ściemniałe ostrza... Pamiętające dawno nieżyjących królów tak jak i nielicznie pozostawione rzeźbione meble czy błyszczące pełne zbroje. Dziś usunięto je w cień. Nie one mają przyciągać wzrok, lecz żywi ludzie.
Ciała skryte w materiach... Kolory, lecz tylko te barwy, które otoczenie uznaje za eleganckie. Złoto, szlachetne kamienie, odrobina srebra zdobiące szyje, czoła, palce, nadgarstki... Staranne maski piękności na twarzach kobiet, kontrastujące z ostrymi liniami szczęk pewnych siebie mężczyzn. Śmiech, Gershwin i szepty...
- Czy to Ludwik XIV?
- Tak... Nie... Ach nie wiem, na pewno tak stare jak ten cały dworek. Podobno nowy właściciel chce mu przywrócić dawną świetność.
- Najwyraźniej nie cierpi na brak pieniędzy. Czym się dokładnie zajmuje?
- To arystokrata. Hiszpan czy Francuz. Stara, dobra rodzina....
- Kimkolwiek jest mógłby wreszcie się zjawić. Niedługo północ.
Ludzkie pary wirują w tańcu. Mozart, Glenn Miller, Chopin... Bezszelestni kelnerzy sprawnie podmieniają puste kieliszki na pełne szlachetnych trunków. Wokół wykwintnie udekorowanych stołów także trwa pewnego rodzaju taniec. Jedzenie na miarę dyplomatycznych przyjęć, czy wręcz książęcego dworu przyciąga oczy i dłonie. A usta pomiędzy jednym kęsem, a drugim nie zapominają o słowach... Które nieoczekiwanie przechodzą w crescendo, rozpierzchają się po sali by wreszcie umilknąć.

She walks in beauty, Like the night,
Of cloudless climes, And starry skies;
And all that's best of Dark and bright,
Meet in her aspect And her eyes.


Głęboki baryton brzmiący do wtóru melodii, unoszącej się z nad instrumentów. Lecz to nie on ani kunszt muzyków jest powodem zaległej ciszy. Oczy wszystkich gości zwrócone są w stronę galerii i prowadzących do niej marmurowych schodów. U szczytu, których właśnie pojawiła się kobieta...
Jedwabiste czarne włosy osłaniają szyję i ramiona o skórze niezwykle jasnej, przywodzącej na myśl biel zimnego kamienia.
Długa czarna suknia, lekko połyskująca w świetle. Z boku rozcięcie niemal do biodra, prosty krój, ot tyle materiału by nie przekroczyć granicy zgorszenia, ale i by pozostawić coś wyobraźni.
Ten strój w połączeniu z jej ciałem w jednej chwili odebrał blask kreacjom wszystkich zgromadzonych na sali kobiet. Lecz zdawało się, że dla niej to nie ma znaczenia. Patrzyła na nich jakby na każdego z osobna, jednocześnie nie widząc nikogo. Palcami lewej dłoni leniwie głaskała diamentowy naszyjnik spoczywający w wycięciu dekoltu. Była to jedyna biżuteria jaką miała na sobie. A wiele zgromadzonych osób pewnie się zastanawiało, czy nawet ta ozdoba nie jest jej zbędna... Położyła prawą dłoń na szerokiej marmurowej poręczy i zaczęła schodzić w dół...
Jej twarz o delikatnie zarysowanych kościach policzkowych, ustach koloru ciemnej czerwieni i szarobłękitnych oczach emanuje spokojem antycznej rzeźby. Mimo tej specyficznej obojętności wobec świata, widocznej w rysach kobiety, jej spojrzenie z łatwością stopiłoby lód w każdym sercu... lub je w go zamieniło.


Omiotła spojrzeniem zgromadzonych w sali balowej ludzi. Nie musiała przyglądać się ich twarzom. Czuła ich podziw, zaskoczenie, zazdrość, pożądanie i nienawiść. Tak było zawsze.
Powoli mijała kolejne stopnie, cichutko postukując wysokimi obcasami. Nagły trzask. To ktoś upuścił kieliszek. Grzechot drobin szkła zagłuszył gwar głosów. Jakby chcieli w tym powierzchownym hałasie ukryć swe uczucia, a może wstyd z ich powodu.
Gdy dotarła na dół ruszyła wolnym krokiem przez tłum, nie zwracając uwagi na ukradkowe spojrzenia, szepty i przyspieszone oddechy. Bliskość wielu ciał, rozgrzanych tańcem, alkoholem, oczekiwaniem... Nie czuła głodu, może tylko lekkie pragnienie. Gdy mijał ją jeden z kelnerów wyciągnęła rękę po kieliszek z białym winem. Nim go dotknęła silna dłoń ujęła jej palce, a chwilę później poczuła na nich muśnięcie warg. Spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. W jego brązowe oczy. Rozchylił usta w lekkim uśmiechu. Zdawał sobie sprawę z uroku jaki roztaczał. Egzotycznie przystojny, zwodniczo miękki w ruchach, tajemniczy... Miała świadomość, że przypatrujący się im w tej chwili ludzie zastanawiają się nad wysokością jego konta i jakim jest kochankiem. Naturalna rywalizacja, zwierzęcy instynkt, których nie zmienią wieki żadnej cywilizacji. Niejedna kobieta chciałaby być na jej miejscu, niejeden mężczyzna na jego... A może na odwrót... Zabrzmiały agresywne dźwięki tanga, jakby atmosfera była jeszcze nie dość przepełniona erotyzmem.
- Zatańczysz? - Nie czekając na odpowiedź, pociągnął ją lekko w stronę pustego miejsca na parkiecie. Pewnie objął w talii, przyciągnął mocno do siebie i przechylił do tyłu. Poddała się ruchowi ich ciał. Impulsywnej sekwencji kroków, gestów i spojrzeń. Widziała zachwyt w jego oczach, ale to nie dlatego mu uległa. Wciąż nie wiedziała dlaczego. Czemu zmieniła zdanie. Po raz nie wiadomo, który zadała sobie to samo pytanie...


... – Co ja tu właściwie robię? – dziewczyna wpatrywała się w okno z niezadowolonym wyrazem twarzy. Za szybą sypał śnieg. – Czemu dałam ci się namówić na przyjazd tutaj? – zreflektowała się, że jej słowa mogły zabrzmieć zbyt ostro - Och wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, ale niedługo oszaleję od tych śpiewów i przedświątecznej, obrzydliwie przesłodzonej atmosfery... Nie rozumiem tych ludzi – pokręciła głową – Nie temu służyło to święto. Gdzie ofiary w świętym ogniu, nieokiełznana moc natury i rytualne zabójstwo boga, by mógł odrodzić się w nowym ciele?
- Nie wiedzą. Ale czy to ma teraz znaczenie? – odpowiedziała kobieta siedząca w fotelu. Wełniany kraciasty koc otulał jej nogi.
- Masz rację. Nie dlatego jestem zirytowana. Nie lubię Anglii. To złe wspomnienia... Poza tym ten okropny klimat. Zimno, mgliście, wilgotno...
- Czyż to nie odpowiednia atmosfera dla takich jak my? - odparła tamta sarkastycznym tonem.
Dziewczyna nie przejęła się dwuznacznością tych słów, a może nawet jej nie zauważyła. Odwróciła się od okna i uklękła przy fotelu, u stóp kobiety.
- Wiesz co? Wyjedźmy gdzieś. Może do Grecji? Odwiedziłybyśmy starych znajomych – roześmiała się dziwnie zimno.
Jej rozmówczyni powoli pokręciła głową, wpatrując się nieruchomo gdzieś przed siebie - Nie, to nie jest dobry pomysł Gabrielo.
Młoda kobieta o zielonych oczach położyła głowę na kolanach siedzącej. Paznokciami prawej dłoni lekko przeciągnęła po jej odsłoniętym przedramieniu.
- Nie powiesz mi, że wciąż coś do niego... do nich czujesz – spytała żartobliwym tonem, lecz zabrzmiały w nim niepokojąco groźne nuty...
Tamta schowała rękę pod koc. Tak jak człowiek, któremu nagle zrobiło się zimno. Tylko, że ją trudno było nazwać zwykłą śmiertelniczką...
- Nie wiem. Raczej nie... – odpowiedziała zamyślonym głosem. "Nic nie czuję... Do nikogo". Wreszcie spojrzała w oczy dziewczynie - Po prostu chcę przeczekać to w ciszy. Polowanie w ten czas nie jest bezpieczne. Wszyscy o wszystkich pamiętają.
- Jak chcesz. Ale ja muszę się stąd wyrwać, choć na parę dni. Wyszaleć w cieple.
- Jedź.
Zielonooką chyba zaskoczyła tak szybka zgoda.
- Jesteś pewna Xeno? Nie uciekniesz mi gdzieś przez ten czas? – błysnęła ząbkami.
Zabolało. Xena wstała z fotela i podeszła do okna. Nieco szybciej niż było to potrzebne. Tak jak chwilę wcześniej Gabriela, spojrzała przez szybę na grupkę kolędników.
- Nie, wiesz że to niemożliwe. Znajdziesz mnie, ja ciebie też. Prędzej czy później... - odpowiedziała cicho, jakby bardziej do siebie niż do niej.
Blondynka skrzyżowała przedramiona na piersiach i przewróciła oczami z irytacją. - O rany, musisz od razu tak poważnie? Tylko żartowałam. Dobrze nam razem, prawda? Przecież zawsze tego chciałaś...



Te słowa wciąż dźwięczały jej w głowie, kiedy parę dni później wędrowała bez celu londyńskimi ulicami. Nie zwracała uwagi na śnieg i lód wokół niej. Nawet mijani ludzie zdawali jej się zimni i mniej pociągający. To czego chciała było nieistotne. Dokonano za nią wyboru. Zresztą sama już nie była pewna czego tak naprawdę pragnie. Być znów zwykłą kobietą? To niewykonalne. Umrzeć? Od dawna była martwa... I coraz bardziej zdawała sobie sprawę z wewnętrznej pustki.
Spostrzegła, że znalazła się przed muzeum Historii Naturalnej. Zapadł już zmierzch, ale pora nie była jeszcze zbyt późna. Postanowiła wejść do środka.
Przemierzała ogromne sale, przyglądając się przedmiotom z dawno minionej przeszłości. Nie znalazła co prawda niczego z sobie znanych czasów, ale nawet tego nie żałowała. Nie wiedziała, czy nie stałyby się źródłem niemiłych wspomnień...
Musiała przyznać przed sobą, że źle znosi nieobecność Gabrieli. Mimo wszystko... Choć sądziła, że to raczej kwestia ich mrocznego przekleństwa niż jakiegokolwiek uczucia. Zastanawiała się gdzie teraz tamta jest – “Saint Tropes, wybrzeże Hiszpanii, a może Grecja tak jak mówiła?” Zdawała sobie sprawę, że musiała jej pozwolić wyjechać. Przemiana bardziej dotknęła Gabrielę - była silniejsza mocą, ale słabsza wolą i dlatego co jakiś czas bez reszty poddawała się instynktowi. I za każdym razem z coraz większym trudem powracała z nad krawędzi. “A może sama siebie oszukuję?” – pomyślała nagle – “Może Gabriela świadomie na to pozwala i woli ten stan niż pozory człowieczeństwa? Powinnam była z nią jechać...” Ale nie mogła się przemóc. Nie chciała brać udziału w jej krwawych misteriach. Chciała wierzyć, że Gabriela nie złamie ich umowy. Nie wiedziała co tak naprawdę skłania tamtą do przestrzegania zasad, ale cokolwiek to było, była jej za to wdzięczna. Nie miała prawa zmuszać jej do tego. Tym bardziej, że sama nie była bez winy. Mijały cztery miesiące od kiedy opuściły Stany. Twierdziła, że stęskniła się za starym kontynentem. Ale to była ucieczka. Bała się, że wróci do tamtej dziewczyny. Że znów ją odwiedzi wbrew rozsądkowi, że znów sprawy zajdą za daleko i że tym razem nie będzie już odwrotu...
Zatrzymała się przed gablotą, w której na podstawkach spoczywały dwa okręgi z jakiegoś metalu. Ich krawędzie wyglądały na ostre. Światło małych lampek podkreślało zdobienia na ich powierzchni. Obok widniała ilustracja przedstawiająca mężczyznę w śmiesznym wysokim turbanie i obracającego na palcu taki okrąg, tylko mniejszy. Jej wzrok pozwalał dostrzec każdy rowek, rysę i drobinę kurzu na eksponacie. Nie musiała tego robić, ale chciała... Zbliżyła dłoń do gabloty, jakby szkło oddzielające ten świat od tamtego, mogło zniknąć pod jej dotykiem. Jaka była prawda? Wspomnienia się zacierały. Zbyt wiele czasu i miejsc... Nie mogła być wszędzie, wszystkiego widzieć i pamiętać...
- To war quoit - dobiegło ją zza pleców. Odwróciła się zaskoczona. Mogłaby przysiąść, że w sali była sama i nikt tu nie wchodził po niej. Czyżby aż tak pochłonęły ją własne myśli, że umknęła jej obecność ludzkiej istoty?
Na ławce dla zwiedzających pośrodku pomieszczenia, siedział mężczyzna. Czarne lekko falujące włosy sięgające barków, starannie przystrzyżona broda, ciemne oczy spoglądające na nią z nieskrywaną fascynacją... Przez mgnienie sądziła, że to ON... Podniósł się i podszedł do niej. Trzydziestoparoletni, o smagłej twarzy w typie środkowowschodnim, ale z wyraźną domieszką europejskiej krwi. Ta ostatnia myśl poruszyła w jej umyśle strunę. Krew... Czuła ją w nim, ale nie słyszała jej. Nie mówiła do niej, nie szeptała kusząco, by podporządkować ciało i zmysły pożądaniu. Przyjrzała mu się uważniej. Był nieco wyższy od niej. Rozchylone poły długiego czarnego płaszcza pozwalały dojrzeć modny szary garnitur. Ubranie szyte na miarę i dobrze podkreślające zgrabną sylwetkę mężczyzny. Oceniła, że ma przed sobą typowego przedstawiciela współczesnego świata. Członek rady nadzorczej, prawnik, makler giełdowy, polityk, właściciel sieci restauracji? Kim był naprawdę mogła tylko zgadywać, gdyż nie odbierała żadnej z jego myśli. Widocznie należał do tego procentu przedstawicieli ludzkości, którzy potrafili osłonić się przed jej zmysłami. I chyba robił to nieświadomie, gdyż nie wyglądało na to, że odkrył kim ona jest. Nieczęsto spotykała takich ludzi, ale jednak... Odnosiła wrażenie, że w ogóle jest jakby... stłumiony. Widziała jak pierś unosi mu się w oddechu, ale z ledwością słyszała powietrze wydobywające się z jego ust. Wydawało się nawet, że jego skóra nie potrzebuje działania nowoczesnych kosmetyków, by być pozbawioną zapachu ludzkiego potu. W każdym razie wyglądał na mężczyznę, który zawsze zdobywa to czego chce, a przeciwników bezlitośnie miażdży pod podeszwami eleganckich włoskich butów za dwa tysiące dolarów. Nie zrażony jej milczeniem znów się odezwał.
- Prosta, a mimo to piękna broń. Niektórzy przyrównują ją do stalowego sokoła Jest równie cicha i śmiercionośna... A widok dziewiętnastowiecznych indyjskich wojowników trafiających z niezwykłą precyzją w cel, nieodmiennie wzbudza podziw... albo przerażenie jeśli samemu jest się celem. Ale ja wolę nazywać je szakra.
- Czakram... – szepnęła mimo woli. “Moja broń” – pomyślała. Już nawet nie pamiętała jakie to uczucie mieć w ręku zimną stal. A kiedyś była niemal jednością z mieczem i tą obręczą z niezwykłego metalu. A teraz ... A teraz sama była ostrzem, do tego wiecznie spragnionym krwi...
- O widzę, że pani także zna się na rzeczy. Jest pani może archeologiem, historykiem sztuki? – zareagował mężczyzna, słysząc co powiedziała.
- Może... – odparła wymijająco – A pan? Opowiadał pan o tej broni zupełnie jakby tam był i widział na własne oczy tych wojowników... – zmieniła temat.
- Bo byłem... - uśmiechnął się – Tysiące razy w wyobraźni. Interesuję się dawną bronią... Te kunsztowne przedmioty, które stworzono by zadawały śmierć... Historia zabijania ma w sobie coś pociągającego, czyż nie? – wydawało się, że jego oczy na moment zrobiły się ciemniejsze. Jeszcze bardziej.
Te słowa sprawiły, że bestia przeciągnęła się mrużąc czerwone ślepia i mrucząc z zadowolenia. Zabijać. Czuć jak życie ucieka z ofiary. Jak staje się jej częścią. Spijać strach i ból śmiertelnych niczym wino ku czci starożytnego... “Zamilcz! Jeszcze mam siłę by walczyć” - zepchnęła na dno umysłu niepokojący głos.
- Ci którzy ginęli pewnie by mieli odmienne zdanie – odparła z sarkazmem odwracając się do niego plecami. Poczuła złość. Na siebie i na tego człowieka, który nie miał pojęcia o czym mówi. Przez moment naszła ją pokusa by pokazać mu prawdziwe oblicze, tego co uważał za pociągające. Jej gniew dodatkowo podsyciła świadomość, że mężczyzna miał rację. Czuła przyjemność zabijając i nienawidziła siebie za to...
- Och boleję nad tym gdy ludzie nawzajem odbierają sobie życie. Straszne marnotrawstwo – w jego głosie zabrzmiała nuta niezadowolenia. – Ale potrafię dostrzec specyficzne piękno w akcie zabijania... ofiary przez dzikiego drapieżnika. – ostatnie słowa wyszeptał jej wprost do ucha. Czuła jego oddech na swojej szyi. I niemal przeszedł ją od tego dreszcz. Ku własnemu zaskoczeniu była gotowa pozwolić mu na coś więcej... Gdyby ją dotknął, nie odsunęłaby się. Kusiło ją by zamknąć oczy, leniwie przechylić głowę i słuchać jego głosu... Ta nienaturalna uległość przeraziła ją. Czym prędzej zdusiła tak niedorzeczne pragnienia. Potrafiła zatracić się w śmiertelnych, ale to czego doświadczyła nie przypominało tego uczucia. A jednak było niepokojąco znajome... Czyżby ten człowiek miał jeszcze inny dar niż osłona umysłu? Sama zachowywała się normalnie. Nie mogła wykorzystać swoich umiejętności w miejscu pełnym wścibskich kamer. Technika miała i swoje złe strony.
- Posiadam sporą kolekcję dawnej broni. Może zechce pani mnie odwiedzić i ją obejrzeć? – mężczyzna stanął po drugiej stronie gabloty, tak że teraz znów widzieli swoje twarze. Zachowywał się wręcz nonszalancko. Uśmiechnął się widząc spojrzenie jakim go obrzuciła - A jeśli podejrzewa pani, że tym sposobem chcę ją uwieść, może uspokoi panią informacja, że obecnych będzie około dwieście innych osób? Za cztery dni Nowy Rok. W moim dworku urządzam małe przyjęcie z tej okazji...
- Nie, dziękuję. Mam inne plany. – odpowiedziała najbardziej obojętnie, jak tylko mogła. Powinna być ostrożna, czas skończyć tę grę. Podeszła do wyjścia.
- Gdyby jednak zmieniła pani zdanie, tutaj jest moja wizytówka. – pstryknięciem palców posłał w jej stronę prostokątny kartonik. Złapała go odruchowo.
- Jakie imię mam wpisać na listę gości? – spytał.
Nim pomyślała co robi, odpowiedziała mu...


...Oklaski. Muzyka dobiegła końca. Lecz zachwyt tłumu nie trwał długo, wszyscy zaczęli głośno odliczać sekundy...
- Szczęśliwego Nowego Roku Xeno – szepnął, wpatrując się jej w oczy i chwilę później już ją całował. Wpierw mu się poddała, ale zaraz go odepchnęła od siebie. W ostatnim momencie przypominając sobie by nie zrobić tego z całą siłą...
- Czy postępujesz tak, ze wszystkimi nieznajomymi kobietami? – spytała ze złością.
- Nie, tylko z tymi, które mi się podobają. – odparł z tym swoim bezczelnym uśmiechem na twarzy. Zdawało się, że nic co mówiła, czy robiła nie może zachwiać jego pewności siebie. – Poza tym nie jesteś nieznajomą. Znam twoje imię...
- I tylko je. Nie wiesz o mnie nic.
- Doprawdy? – uniósł brew – Już to, że tu przyszłaś powiedziało mi o tobie wiele. Intryguję cię prawda? Ty mnie również. Od pierwszej chwili zdałem sobie sprawę, że jesteś inna niż ten tłum durnych owiec – wskazał na otaczających ich ludzi, piszczących, krzyczących, przejętych. - Mam dar... – ścisnął jej dłoń. - Założę się, że twoim udziałem były doznania, których zwykły śmiertelnik nie potrafi nawet sobie wyobrazić. Ich intensywności... Wiesz czym są mroczne pragnienia.
- Każdy je miewa. – odparła lekceważąco. Kim do diabła był ten człowiek?
- Nie obawiaj się ich. Pamiętasz co mówiłem w muzeum? Nikt nie potępia pięknego, dzikiego zwierzęcia. Bądź nim. To takie naturalne...
“A może on ma rację? Czy nie karmię się złudzeniami?” – przemknęło jej przez głowę.
- Nie jestem zwierzęciem! Jestem... – zamilkła raptownie.
- Człowiekiem? – dokończył za nią. – Tego słowa chciałaś użyć? Ale coś cię przed tym powstrzymało. Przyznaj, że moje przeczucia co do ciebie, są trafne.
- Twoje przeczucia nie dają ci prawa do tego by traktować mnie jak część jakiejś swojej kolekcji. Decydować za mnie.
- Wiem co sprawia mi przyjemność, to samo sprawi ją tobie. Jesteśmy tacy sami.
- Nie, nie jesteśmy. Nie wiesz o czym mówisz. – przerwała mu zirytowana. Krew Bachusa przemieniała tylko kobiety. Na mężczyzn sprowadzała szaleństwo, a w końcu śmierć. Zresztą ona i Gabriela posiadały całą jaka przetrwała. “Czyżbym trafiła na członka, jakiejś sekty?” – pomyślała. Ludzie wciąż z niezdrową fascynacją garnęli się do mroku. Odprawiali obrzędy, których nie rozumieli, składali ofiary... I często naprawdę zaczynali wierzyć, że są kimś innym. “Scientolog, satanista, ciemny jedi?” – zastanawiała się – “W dodatku posiadający jakieś umiejętności parapsychiczne...”
- Łączy nas świat, do którego zwykli ludzie nie mają dostępu. – kontynuował mężczyzna.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi. Żałuję, że tu przyszłam. Powinnam była posłuchać instynktu - do czego tak usilnie mnie namawiasz. Żegnam. – wyrwała dłoń z jego uścisku.
– Jedni nazywają to darem, inni mrocznym przekleństwem. A ty?
Ledwo zdołała ukryć zaskoczenie. Nie, mimo wszystko nie był w stanie odczytywać jej myśli. Nie sądziła by potrafił aż tak dobrze się maskować. Człowiek, który zajrzałby w głąb jej umysłu poczułby całą moc jej empatii z żywymi istotami. A takie doznanie powinno go przynajmniej ogłuszyć... Ale jak na kogoś nie posiadającego telepatycznych zdolności zbyt trafnie opisywał pewne rzeczy...
Zauważył jej wahanie. – Jeśli chcesz dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, to wróć tutaj za dwa dni o tej samej porze. Będę czekał.
Odwróciła się bez słowa i zaczęła przedzierać przez tłum gości. Była pewna, że odprowadza ją wzrokiem. I jeszcze jednego – że wiedział, że przyjdzie na to spotkanie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin