Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP
Xena Warrior Princess
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

PBM mailowo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna -> Gry xenowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
R
Niszczyciel Narodów



Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 4179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:17, 08 Lis 2007    Temat postu: PBM mailowo

przyklady mailii


Sirhana odruchowo otulila sie plaszczem. Plaszczem
dawniej krwiscie czerwonym lecz teraz rdzawo
brunatnym, wyblaklym od czasu, slonca i wiatru, tak
jak i reszta jej stroju. Prawde mowiac nie bylo az tak
zimno - nie raz przyszlo jej przetrwac gorsze warunki
- ale wciaz brakowalo jej goracego slonca nad morzem
piaskow. Miala odslonieta twarz. W trakcie podrozy
zauwazyla, ze kobiety wojowniczki, kobiety w meskich
strojach nie sa w tym kraju czyms niezwyklym. Nikt tez
nie zwracal uwagi na to, ze osmiela sie pokazywac swa
twarz obcym mezczyznom.
Nawet nie tknela trunku, ktory postawil przed nia
karczmarz. W taki dzien jak dzis, uznala, ze
roztropniej bedzie przez jakis czas poprzestrzegac
dokladniej przykazan Allaha i jego prorokow.
Przynajmiej jesli chodzi o picie fermentowanych napoi
i jedzenie w takich jak ta gospoda. Niezaleznie od
nakazow wiary, nie miala szczegolnej ochoty na mieso
na pewno nie bedace baranina ? wbrew zapewnieniom
umorusanej dziewki roznoszacej jadlo i napitki.
Spod przymrozonych powiek przygladala sie otoczeniu.
Nie wszycy goscie wygladali na okolicznych mieszkancow
wiosek. Gdy tylko weszla do gospody od razu jej uwage
zwrocil dziwny osobnik grajacy ? na ile mogla ocenic ?
na harfie. Napiela miesnie zdajac sobie sprawe, ze nie
jest on jednym z synow Adama. Nigdy wczesniej nie
widziala takich jak on. Opanowala sie jednak, widzac
ze zgromadzeni w gospodzie ludzie wydaja sie wcale nie
byc zaniepokojeni obecnoscia wsrod nich istoty
nalezacej do innego rodzaju niz czlowieczy.
Dwoch mezczyzn w przeciwleglym koncu sali prowadzilo
przyciszonymi glosami rozmowe. Slyszala tylko szmer
ich glosow, nie mogla rozpoznac slow. Do tej pory nie
miala problemu ze zrozumieniem tutejszego dialektu.
Moze rozmawiali w nieznanym jej jezyku a moze po
prostu siedzieli zbyt daleko?
Jej uwage zwrocila blond wlosa wojowniczka, ktora w
pewnej chwili weszla do tawerny. Nieznajoma chyba
lubila obcisle skorzane stroje ? miala na sobie
skorzana kamizele i takiez spodnie opinajace, wyraznie
silne nogi. W ogole kobieta robila wrazenie postawnej
? przewyzszala wzrostem wiekszosc z obenych. Byla
jednak proporcjonalnie zbudowana. Znad ramienia
wystawala jej rekojesc miecza. Sirhana ze zdumienim
rozpoznala jego rodzaj ? chinski metal, miecz tai-chi.
?Ciekawe czy umie sie nim dobrze poslugiwac, wyglada
na mloda i? butna? ? pomyslala Sirhana. Po czym
usmiechnela sie w duchu slyszac jak nieznajoma zwraca
sie do kobiety siedzacej przy lawie i do karczmarza.
Sirhana nie mrugnela nawet okiem gdy tamta obrzucila
ja taksujacym, wyzywajacym spojrzeniem. Przybrala
obojetny wyraz twarzy jakby wcale jej to wszystko nie
obchodzilo. Ale ukradkiem przyjrzala sie dziwnemu
tatuazowi zdobiacemu szyje krotkowlosej, tuz przy
lewym uchu.
Wyczuwala panujace w gospodzie napiecie, mimo ze nikt
nie pokazywal po sobie zdenerwowania. No moze za
wyjatkiem, robiacej wrazenie lekko zaglodzonej,
kobiety, siedzacej przy pobliskiej lawie, ktora
najwyrazniej miala klopoty z opanowaniem swoich
emocji. Sirhana przyjrzala sie jej strojowi z miekiej
skory, dlugim spietym w ogon wlosom oraz nietypowemu
lukowi, ktory byl jedyna bronia jaka Sirhana mogla w
tej chwili dostrzec przy kobiecie.
?Czyzby to byla jedna z tych, nalezacych do armii
dziewic? Te ktore spotkal Iskander, pan dwu rogow?? ?
zastanowila sie ? ?Te ktore zwa amazonkami ?
bezpiersnymi?? Obrzucila kobiete uwaznym spojrzeniem
od stop do glow, wydawalo sie, ze niczego jej nie
brakuje?
Nagle do gospody wkroczyl poteznie zbudowany wojownik.
Wygladalo, ze bez wiekszego wysilku niesie sporych
rozmiarow miecz oraz tarcze o ksztalcie tak znajomym
Shiranie - polksiezyca. Gwaltownie pchniete przez
niego drzwi uderzyly i wywrocily na ziemie jakiegos
nieszczesnika, ktory znalazl sie nieopatrznie na
drodze. Wojownik rozesmial sie, widocznie zadowolony z
tego co przytrafilo sie miejscowemu i niemalze go
rozdeptal ruszajac w glab karczmy.
?Nieokrzesaniec? ? pomyslala Sirhana ze wzgarda. Nie
darzyla sympatia osobnikow popisujacych sie bez
potrzeby swoja sila. Szczegolnie wobec takich ludzi
jak poturbowany kmiotek. Jednak przeczucie mowilo jej
ze nieznajomy nie jest zwyklym pieniaczem szukajacym
burd w karczmach. Cos w jego wygladzie? zachowaniu?
sama nie widziala dokladnie co, sprawialo ze nie czula
sie bezpiecznie w jego obecnosci.
Ze swojego miejsca widziala jak podszedl do
nieczlowieka i cos do niego powiedzial. Tamten chyba
nie byl zadowolony z tego co uslyszal, ale po chwili
zmienil grana melodie. Dla Sirhany bylo to bez
znaczenia i tak nie znala zadnej z tych piesni.
Jeszcze jedna osoba znajdujaca sie w tawernie
przyciagnela jej uwage ? drobna, ogniscie rudowlosa
kobieta o bardzo jasnej karnacji, ubrana na czarno.
Zmarszczyla brwi. Miala uczucie jakby skads tamta
znala... ale przeciez to bylo niemozliwe...
Nieoczekiwanie w drzwiach pojawil sie znany juz
Sirhanie zakapturzony, tajmniczy osobnik. Zaraz jednak
wyszedl z tawerny.
Zwalczyla pokuse zerwania sie z miejsca i wybiegniecia
za nim.
?Znalazl mnie wtedy, odszuka i teraz jesli bedzie
potrzeba? ? pomyslala. Zauwazyla, ze pojawienie sie
ubranego na czarno obcego wywolao poruszenie wsrod
zgromadzonych osob. Wszyscy jak jeden maz zaczeli
podnosic sie z miejsc, z wyraznym zamiarem opuszczenia
tawerny ? niektorzy nawet szpieszyli sie bardziej od
innych ? ta ktora uznala za Amazonke, raptownie
wstajac od lawy wylala swoje wino. Nieco trunku
ochlapalo siedzaca obok krotkowlosa wojowniczke.
Sirhana pomyslala, ze chyba miedzy tymi dwiema
kobietami predzej czy pozniej dojdzie do jakiejs
powazniejszej konfrontacji
Wygladalo na to, ze wszyscy chca ruszyc za
zakapturzonym.
Nie spodobalo sie to Sirhanie. Nie lubila
niepotrzebnego towarzystwa. Nie wiedziala co ja czeka
ale wolala zmierzyc sie z tym co szykuje jej los
samotnie, majac oparcie we wlasnych umiejetnosciach?
jak zawsze. Wstala od stolika bez nadmiernego
pospiechu, przyslaniajac rownoczesnie twarz zawojem.
Mijajac szykwas rzucila w strone oberzysty monete i
nie zprawdzajac czy udalo mu sie ja schwycic przeszla
przez drzwi tuz za rudowlosa kobieta.
Na zewnatrz chyba trwala jakas sprzeczka. Krotko i
jasnowlosa wojowniczka stala z obnazonym mieczem.
Nieokrzesany wojownik, ktory wzbudzil taki niepokoj w
Sirhanie takze wygladal jakby lada moment mial dobyc
broni.
Na wszelki wypadek odslonila rekojesc szabli i
zatknietego za pas sztyletu. Nie wierzyla jednak, ze
dojdzie do powaznej walki. Rudowlosa chyba pomyslala
tak samo bo stanela spokojnie z boku przypatrujac sie
bez slowa. Nieczlowiek zdaje sie ze probowal uspokoic
tamta dwojke. Sirhana nigdzie w zasiegu wzroku nie
dostrzegla zakapturzonego.
?Kudija-fa-kan. Co ma byc, bedzie? ? powiedziala do
siebie cicho i powoli podeszla do zgromadzonych.




Hejka
Etrea:
- Sadze, ze polubimy sie z tym konikiem. Mam nadzieje ze zniesie moje
niefachowe ujezdzanie! Pewnie biedak nie ma imienia wiec musze go jakos
nazwac... hmmm jaki dzis mamy dzien? Piatek... No to od tej chwili zwiesz
sie Paraskeyi* - poklepala zwierze po glowie i rozesmiala sie glosno - W
razie czego ja jestem juz gotowa...


Kon Etreii parsknal i wdzecznie zarzucil glowa pare razy jakby przytakujac
slowom dziewczyny.
- Chyba podoba mu sie nowe imie - odezwala sie z usmiechem Sirhana - I nie
dziwe mu sie, biorac pod uwage poprzednie... - mruknela cicho do siebie.
Moze Etrea nie miala duzej wprawy w jezdzie konnej ale widac bylo, ze nie
boi sie zwierzecia i probuje znalezc z nim wspolny rytm. Kon wyglladal tez
na spokojnego. Tych dwoje nie powinno miec ze soba zbyt duzych klopotow.
Po kolei kazdy z druzyny wchodzil do stajni i wyprowadzal swojego
wierzchowca, czy to podarowanego czy to wlasnego.
Sirhana zajela sie oporzadzeniem Dalili. Szybko i sprawnie osiodlala mala
klaczke. Ufrapowala zawoj na glowie, po czym wyjela z jednego z jukow cienki
lancuszek na ktory nalweczone byly metalowe okregi wiekosci kciuka i
przyczepila go umiejetnie do zawoju. Sprawdzila czy niczego nie brakuje w
jej bagazu i czy bron lekko chodzi w pochwach i juz miala dosiasc konia
kiedy jej uwage zwrocily gniewne pokrzykiwania Haruki.
Wszystko stalo sie niemal blyskawicznie. Zanim zdazyla zareagowac na
poczynania blondwlosej wojowniczki i jej watpliwa "prosbe" o pomoc zobaczyla
jak Valygar rusza w strone tamtej z grozna mina. Nwet slepiec domyslilby sie
jego zamiarow.
"Nie rob tego" - zdazyla tylko pomylec Sirhana. Nim uczynila cos wiecej , z
pomoca przyszla jej Nadzieja, jakby wykonujac niemy rozkaz i silnym
szarpnieciem za skorzana kurte powalila swojego pana na ziemie. Sirhana
poslala jej wdzieczne spojrzenie i czym predzej podeszla do rozszalalego
rumaka Haruki, pozostawiajac Valygarowi zajecie sie nia. Sirhane bardziej
interesowalo zwierze. Jeden rzut oka wystarczyl wojowniczce na zrozumienie
co sie stalo...
Gwizndela cicho. Niemal natychmiast uslyszala ciche parskniecie za plecami.
- Dalila pomozesz mi? - spytala nawet nie odwracajac glowy - On cierpi.
Zaczela powoli podchodzic do konia, mowiac cos do niego uspakajaacym tonem.
Ogier byl caly mokry, drzal na calym ciele i toczyl dziko wzrokiem w okolo.
Spial sie w sobie widzac zblizajaca sie do niego Sirhane. Kwiknal nerwowo i
uskoczylby do tylu rzucajac sie zapewne do dzikiego galopu, gdyby nie mala
przeszkoda...
Dalila zagrodzila mu droge. Zaczela ocierac sie lbem o jego grzbiet i szyje
i jakby mimochodem naprowadzala go cialem na Sirhane. Chwile pozniej
dolaczyla sie do niej Nadzieja. Czarny rumak powoli uspakajal sie.
W koncu Sirhana mogla dosiegnac dlonia uzdy. Szybko uporala sie z wedzidlem
i odczepila od niego munsztuk. Skrzywila sie z niesmakiem. Nic dziwnego ze
zwierze zachowywalo sie jka oszalale. Ten paskudny kawal zelaza musial mu
sprawiac nieznosny bol. Siegnela do mieszka przy pasie i podala koniowi
wyjeta z niego szczypte proszku.
- Wez, nie boj sie. - Zwierze po chwili wahania zlizalo z jej reki
poczestunek.
Uslyszala Valygera:
- Hmm wlasciwie to chcialem ci zaproponowac pomoc Widze ze mialas do
czynienia z konmi co wiecej prawdopodobnie dosc
dobrze potrafisz na nich jezdzic ale musisz sie nauczyc traktowac
swojego wierzchowca jak przyjaciela, bratnia dusze a nie bezduszna
maszyne. Jesli pozwolisz chetnie Ci pomoge............
Po chwili namyslu dodal - mysle ze ksiezniczka rowniez - prawda??
Nadzieja jakby w odpowiedzi radosnie zarzala i pochylila kilkakrotnie
leb jakby przytakujac


- Valygar ma racje. Jesli nie masz wprawy w obchodzeniu sie z konmi popros
kogos z nas o pomoc. Nie musisz sie ich bac czy probowac sila zmusic je do
posluszenstwa. Sa duze ale mysla, ze to my jestesmy od nich wieksi -
usmiechnela sie. - Mial zalozone zle wedzidlo. Teraz juz powinien byc
grzeczny. To wyszkolony kon, przywyczajony do jezdzcow nawet nie majacych
duzej wprawy. Staraj sie nie byc spieta, odnosic sie do niego lagodnie i
cierpliwie a na pewno nic ci nie zrobi. Wystarczy, ze bedziesz na nim
siedziec a juz bedzie wiedzial jak i gdzie isc. - Rzucila w strone Haruki
buklak z woda odczepiony od siodla Dalili - Masz. Przemyj mu delikatnie pysk
zeby nie dostal zakazenia i wytrzyj porzadnie spocone boki. Dalam mu pewne
ziola, ktore usmierza bol dziasel i go uspokoja. Mozesz nazywac go Chartem -
to zdrobnienie od Chartaetos. - dodala nie silac sie na wyjasnienia skad to
wie. - Albo sama nadaj mu imie jakie chcesz. Tylko zwracaj sie nim do niego
jak najczesciej. - skrzywila sie lekko - Nam mozesz nie ufac ale swojego
wierzchowca powinnas byc pewna w kazdej sytuacji, wiec lepiej sie z nim
zaprzyjaznij. Moze uratuje ci zycie.
Pa
Sirhana


Ostatnio zmieniony przez R dnia Czw 1:32, 08 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
R
Niszczyciel Narodów



Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 4179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:19, 08 Lis 2007    Temat postu:

Hejka
Morska podroz trwala juz prawie tydzien. Sirhana gdy tylko nadarzala
sie
okazja schodzila pod poklad, pod pretekstem zajecia sie konmi. Nie
obawiala
sie rozchybotanego pokladu - niejeden "okret pustyni", na ktorym miala
okazje jechac nie raz w ciagu zycia, bardziej mogl przyprawic o morska
chorobe. Ale ta niezmierzona polac wody, przyprawiala ja o niemily
dreszcz,
a moze nawet i strach, nawet jesli sama przed soba nie chciala sie do
tego
przyznac. Sirhana rytmicznymi ale spokojnymi ruchami czyscila siersc
Dalili.
Potem, jak co dzien zamierzala, wyprowadzic klacz na spacer po gornym
pokladzie, by zwierze nie stracilo kondycji. Majac zajete rece
nieskomplikowana czynnoscia, oddala sie rozmyslaniom. Statek, ktorym
plyneli
byl wyjatkowo duzy. Nie znala sie za bardzo na zyciu na morzu ale
wedlug jej
wiedzy na temat bojowych statkow, ktora jej niedys wtloczono do glowy,
taka
trieres nie przekraczala zwykle 25m, a ta miala prawie dwa razy tyle.
Sirhana zdziwla sie ze tak ogromny statek udaje sie wprowadzac w ruch
tylko
przy pomocy 50 galernikow, kiedy normalnie powinno ich byc prawie 200.
Pasowal raczej na ciezka, dosc powolna galere wykorzystywana w wielkich
morskich bitwach niz na zwinny piracki statek,
sluzacy do szybkich abordazy kupieckich barek i szmuglerskich wypadow.
Bardziej odpowiednia bylaby jednostka o jednym rzedzie wiosel,
ewentualnie
birema. Ale to juz
byl klopot kapitana, czy zdola sie utrzymac w swojej profesji. A moze
mial w
zanadrzu pare tajemnic jak np. pomoc nie tylko swoich marynarzy,
szczesliwego wiatru i nieszczesnych galernikow, stloczonych pod
pokladem...
W kazdym razie dla Sirhany liczylo sie to, ze wytrwale posuwali sie do
przodu, a "bojowy" wyglad
"Lepusa" zdaje sie, ze skutecznie zniechecal innych morskich bandytow
do
napasci na statek. Do tej pory rejs przebiegal w miare spokojnie, jesli
nie
liczyc drobnej utarczki miedzy Valygarem a Haruka, czy Amazonka a
jednym z
marynarzy. Sirhane niepokoilo zachowanie marynarzy w stosunku do elfa.
Slyszala ze ludzie morza sa bardzo przesadni i latwo oskarzaja innych,
ze
sprowadzili na nich nieszczescie. Z powodu elfa, druzyne mogly czekac
klopoty... W kazdym razie jeszcze nikt nie stracil ani kropli krwi.
Rozsadek podpowiadal Sirhanie, ze dobrze sie stalo, ze nie doszlo na
poczatku do walki z piratami ale jednoczesnie gdzies w glebi duszy
czula
zal, ze nic sie nie wydarzylo. Nie przywykla do tak dlugiego okresu bez
jakiejkolwiek potyczki. Lata treningu i takiego a nie innego sposobu
zycia
zrobily swoje. Wiedziala, ze nie szukanie walki jest madrym
posunieciem.
Opanowywala emocje, uczucia i zachowywala zimna krew ale serce rwalo
sie do
przemocy, poddania jej rytmowi, kiedy cialo reaguje instynktownie, nie
ma
rozwazania za i przeciw, zimnego oceniania sytuacji, tylko
smiercionosna
precyzja bez skrupulow. Bestia jaka sie stala dzieki tym, ktorych
scigala,
wciaz probowala nad nia zapanowac... To Tygrysica sprawila, ze Sirhana
zobaczyla prawde. Usmiechnela sie w duchu, na wspomnienie nienawisci
jaka do
tamtej czula... Nadal to uczucie goscilo w jej sercu, ale teraz
wszystko sie
zmienilo. Czasem w samotne, zimne noce spedzane na pustyni,
zastanawiala
sie, czy kiedy uda sie jej osiagnac wyznaczony lata temu cel, czy
bedzie
potrafila zrezygnowac z tego kim teraz jest i zyc w spokoju. Rozmowa z
Kai,
nieco uspokoila obawy Sirhany ale przywolala tez wspomnienia. Bardzo
niemile
wspomnienia... Pelniac swoja czesc nocnej warty wojowniczka
zastanawiala
sie, jak uniknac niebezpieczenstwa, ktore od tylu lat bylo jej
towarzyszem... Sama zapewne poradzilaby sobie, jak juz nieraz czynila,
ale
teraz bedac w druzynie latwo mogla z mysliwego stac sie zwierzyna. A w
tym
przypadku reszte kompanii czekal los, moze gorszy od smierci.
Wojowniczka
westchnela ciezko i sprobowala skupic sie na innym temacie. Ciekawa
byla
barda z Potadei, ktorego musieli odszukac. Kim byl? A raczej kim byla,
poprawila sie Sirhana, przypominajac sobie ze Czarny nazwal barda
najwierniejsza przyjaciolka Tygrysicy. Coz takiego uczynila, ze
zasluzyla
sobie na zaufanie tamtej kobiety?
Nagle jej rozmyslania przerwaly gniewne okrzyki marynarzy dobiegajace z
gory:

- Diabelski pomiot... nawet w Tartarze nie beda go chcieli". Sirhana w
pierwszym odruchu siegnela dlonia do rekojesci szabli, rozmyslila sie
jednak. Zamiast dobyc broni, zabrala tylko z haka zwiniety dlugi bicz i
czym
predzej wspiela sie po drabince na poklad.

Zobaczyla, ze zarowno Misiaka jak i druzyne otacza pierscien wrogo
nastawionych marynarzy. W sumie bylo ich ponad dwudziestu. Zadziala
automatycznie. Nim ktokolwiek zdazyl zareagowac, w kierunku grupy
zagrazajacej elfowi, pomknelo kilkanascie metelowych, blyszczacych
dyskow.
Nim dosiegly celu, w dloni trzymala kolejne, gotowa poslac je w slad za
tamtymi. Sirhana z zadowoleniem uslyszala zaskoczone okrzyki bolu i
odglosy
padajacych na poklad sztyletow i drewnianych palek. Celowala w rece i
nogi.
Nie chciala nikogo zabic... Na razie. Miala nadzieje, ze to
wystarczajaco
odwroci uwage piratow i pozwoli zarowno Misiakowi jak i druzynie
zadobyc
przewage. Uniosla reke z biczem przygotowujac sie do ostudzenia zapalu,
potencjalnych napastnikow. Spiela sie w sobie starajac sie wyczuc skad
moze
nadejsc atak...
Pa
Sirhana

Sirhana poddala sie rytmowi walki. Twarze napastnikow byly dla niej
tylko
rozmazanymi plamami. Po prostu zadawala kolejne pchniecia, blokowala
lub
unikala ciosow atakujacych ja ludzi nie zastanawiajac sie nawet przez
chwile
nad tym co trzeba zrobic. Moze powinna poczuc litosc ale nie miala na
to
czasu... Przeskoczyla nad dwoma cialami strajac sie nie stracic
rownowagi na
sliskim od krwi pokladzie. Sekunde pozniej sparowala ostrze wymierzone
w jej
plecy, odepchnela je i ciela na odlew szabla za siebie. Krotki jek i
charakterystyczny mlaszczacy odglos potwierdzily, ze i tym razem nie
chybila. Poczestowala kopniakiem w szczeke marynarza, ktory zamachnal
sie na
nia obciaznikiem na kawalku liny. Padajac pociagnal za soba dwoch
kamratow a
trzeciemu zmiazdzyl twarz rozpedzonym na linie ciezarkiem, ktory
wymsknal mu
sie z dloni. Na moment wokol Sirhany zrobilo sie luzniej. Rozejrzala
sie
blyskawicznie oceniajac sytuacje towarzyszy. Wygladalo, ze radza sobie
zupelnie niezle. Powietrze przecial krotki swiszczacy dzwiek.
Wojowniczka
odruchowo skulila sie i omiotla wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu
lucznika.
Na szczescie okazalo sie, ze to Ayenne razi celnymi pociskami wrogow a
nie
na odwrot. Na nieoslonietym pokladzie nie mieliby szans... Jeszcze
parokrotnie zerknela w strone Amazonki oceniajac jej zdolnosci. Nie
usmiechalo jej sie oberwanie przypadkowa strzala w plecy. Szybko jednak
jej
obawy zniknely. Dziewczyna nie klamala, ze potrafi strzelac nawet z
zamknietymi oczami - biorac pod uwage odniesione obrazenie bylo nad
wyraz
prawdopodobne, ze prawie nic nie widzi. Wzrok Sirhany zatrzymal sie na
sieciach zawieszonych na burcie w jej poblizu. Szybkim ruchem przeciela
podtrzymujace je liny, zanim ktoremukolwiek z napastnikow przyszloby do
glowy uzyc je przeciwko niej czy komus z druzyny. Z satysfakcja
zobaczyla,
ze kilku marynarzy zaplatalo sie w nie i runelo jak dludzy na poklad,
pod
nogi walczacym. Juz nie wstali...
Uslyszala ostrzezenie o zderzeniu a moment pozniej poklad zadrzal jej
pod
stopami na znak, ze jeden ze statkow Brytow dobil do burty. Decyzje co
do
dalszej walki ulatwil jej wysoki i dlugowlosy wojownik, ktory wylonil
sie
nagle spod pokladu i zakrzyknal gromko "Ayyeeinaaala".
W tym momecie rozpoczal sie abordaz. Atakujacy Brytowie mieli dlugie,
posklejane wlosy a twarze ozdobione blekitnymi tatuazami. Zobaczyla
katem
oka, ze Valygar rzucil sie naprzeciw nowym napastnikom, ale droge
zastapil
mu marynarz. Sirhana nie tracila czasu na ogladanie walki "sierzanta"
tylko
wyszarpnela najblizszemu piratowi dlugi noz z reki i skoczyla w
kierunku
dlugowlosego. "[To zapewne pomocnik tajemniczego pasazera - tamten nie
pokazalby swojej twarzy"] zdazyla pomyslec po czym ich ostrza sie
zetknely.
Wojowniczka klinga noza zablokowala bron przeciwnika, a rekojescia
szabli
trzymanej w drugiej rece, zdzielila go w
nasade nosa. Chciala go zywego. Jednak ku jej zdumieniu, cios nie
zrobil na
dlugowlosym prawie zadnego wrazenia. Usmiechnal sie zlowrogo i odplacil
jej
uderzeniem piesci w podbrodek. Udalo jej sie w ostatniej chwili zrobic
unik
tak, ze piesc tamtego zeslizgnela sie po szczece bokiem. Gdyby trafil
od
dolu, pewnie zlamalby jej kark. Ale i tak poczula sie jakby kopnal ja
kon.
Poleciala do tylu zamroczona. Tylko panujacej ciasnocie zawdzieczala ze
nie
upadla na deski pokladu. Odepchnela sie jak najszybciej od cial, ktore
daly
jej oparcie i probowala odzyskac jasnosc umyslu. Zobaczyla, ze nie ma
juz
noza ale na szczescie nie upuscila szabli. Uniosla ja czym predzej,
blokujac zamaszyste ciecie dlugowlosego, od gory. Skrzywila sie z bolu,
ktory w tej samej chwili przeszyl jej ramie. Odskoczyla od przeciwnika
by
zyskac na czasie. Nie czula reki. Przerzucila bron do lewej dloni i
zaczela
krecic szabla swietlistego mlynca starajac sie odzyskac oddech i wladze
w
prawym ramieniu. Wojownik zatrzymal sie przed nia i zmierzyl ja kpiacym
spojrzeniem. Sirhana juz wiedziala z kim ma do czynienia. "Jest
potwornie
silny. Wszystko stawia na jedna karte i nie lubi sie spieszyc" -
pomyslala.
Jedyna szansa na pokonanie mocniejszego od niej przeciwnika bylo
unikanie
jego ciosow i zmeczenie go. Zaczela wokol niego swoisty taniec.
Przemykala
sie w ostatniej chwili pod ramionami, robila uniki i zwody, pare razy
przeturlala sie miedzy nogami. Wykorzystywala takze kazda okazje do
zadania
mu uderzenia piescia lub kopniaka. Ciosy nie mogly zrobic mu powaznej
krzywdy ale sprawialy, ze tracil czas i energie na odzyskanie
rownowagi.
Uwazala przy tym bacznie by nie dac sie trafic lub zlapac, wiedzac ze
moglby
ja zmiazdzyc golymi rekami. Z zadowoleniem obserwowala jak
bezskutecznie
zamachuje sie orezem, ktore miast ciala napotykalo powietrze, co tylko
wysysalo z niego sily. Oddech wojownika stal sie krotki a na jego czole
pojawily sie krople potu. Sama tez byla zmeczona ale miala nadzieje, ze
tamten wczesniej sie zlamie. Dlugowlosy zacisnal szczeki tak, ze
widziala
jak drgaja mu miesnie pod skora i zaczal sie cofac. Wojowniczka
usmiechnela
sie krzywo wiedzac, ze mezczyzna nie ma dokad uciec. Wciagnela
powietrze do
pluc i rzucila sie w jego strone z zamiarem zakonczenia tej potyczki. I
tak
sie stalo. Tyle, ze nie zupelnie zgodnie z wyobrazeniami Sirhany...
Nim
zdazyla go tknac, jej przeciwnik nagle rozplynal sie w powietrzu. - "Eh
dah
deddschal? /co do diabla?/" - wymamrtotala zaskoczona i
zdezorientowana.
Szybko jednak sie opanowala slyszac ciche tapniecie za plecami.
Odwrocila
sie blyskawicznie, gotowa rozplatac napastnikowi glowe. Rozpieraly ja
gniew
i zlosc z powodu tajmniczego znikniecia dlugowlosego. Ktos znowu
stosowal
magiczne sztuczki... W ostatniej chwili powstrzymala sie od ciecia
szabla na
odlew, widzac ze ma przed soba Ayenne. - "Yaha /shit/" - zaklela krotko
-
"Postaraj sie mi nie przeszkadzac" - rzucila, wybijajac jednoczesnie
resztki
zebow piratowi, ktory jej sie napatoczyl pod piesc a drugiego czestujac
kopniakiem miedzy nogi. Po chwili usmiechnela sie do Amazonki chcac
zlagodzic ostre slowa i obrocic wszystko w zart. Nie powinna na niej
wyladowywac swojego zlego humoru...
Ayenne nie zwracala jednak na nia uwagi. Glowe miala zwrocona tam
gdzie, jak
pamietala Sirhana stal Valygar. Podazyla za jej spojrzeniem. Nigdzie
nie
mogla dostrzec roslego wojownika. Za to zobaczyla elfa. Jego twarz -
zalana
krwia - miala zaciety wyraz a oczy rzucaly gniewne blyski, w dloniach
dzierzyl dwa miecze. Nim Sirhana zdazyla sie zdziwic na widok tak
nietypowego dla Misiaka zachowania - rzadko do tej ppory dawal sie
poniesc
gwaltownym
emocjom - jej wzrok przyciagnela czarna, blyszczaca klinga... Jeden z
mieczy
trzymanych przez elfa nalezal do Kai.

Walka dobiegla konca. Nie bylo juz kogo zabijac - buntownicy i pierwszy oddzial Brytow zostali rozgromieni. Ale spokoj nie mial trwac dlugo. W kierunku triery plynely dwa duze statki z barbarzyncami na pokladzie. Byly jeszcze dosc daleko ale juz teraz bylo widac, ze sa to znacznych rozmiarow lodzie, z ktorych kazda mogla pomiescic przynajmniej piecdziesieciu ludzi, nie liczac zalogi. Sytuacja nie wygladala dobrze. Sirhana nie wiedziala co sie stalo z Kai i Valygarem, ale na razie musiala zalozyc najgorsze - ze zgineli. To oznaczalo, ze druzyna jest znacznie oslabiona. Na marynarzy kapitana nie mozna bylo liczyc. Nie byli specjalnie zaprawieni w otwartej bitwie z wyszkolonymi wojownikami, a niedawna potyczka znacznie ich wyczerpala. Zauwazyla, ze reszta towarzyszy takze z napieciem wpatruje sie w zblizajace statki.
- Jestesmy straceni... - uslyszala za plecami glos kapitana. Odwrocila sie i skrzywila z dezprobata na widok jego smiertelnie pobladlej twarzy.
Etrea przestala przygladac sie wrogim galerom i kopniakiem zepchnela trupa tarasujacego jej droge. Zwinnymi skokami zaczela przemieszczac sie na dziob. Chciala sprawdzic, czy statek Brytow, ktory ich staranowal, nie uszkodzil powaznie poszycia. Tonaca lajba nie uciekna daleko przed pogonia. Oparla sie o reling i spojrzala w dol. Deski wygladaly na cale. Czego nie moznabylo powiedziec o wrogim statku. Lodz, ktora przyplynal pierwszy oddzial Brytow, juz nabierala wody. Widocznie zderzenie dalo jej sie powaznie we znaki. Etrea zobaczyla jak kilku marynarzy z ich galery pospiesznie przecina liny abordazowe, zeby nie dopuscic by wrak pociagnal ich w glebiny, czy polamal burty. Nagle do jej uszu dobiegl niski, gleboki dzwiek. Jakby grzmot...
- Na bogow, nie za duzo tych atrakcji jak na jeden dzien? Jeszcze tylko burzy brakowalo. - pomyslala z niezadowoleniem i podniosla glowe w poszukiwaniu innych oznak nawalnicy. Jednak niebo bylo bezchmurne i oslepiajaco blekitne. Chociaz nie... Na polnocy mialo ciemniejsza barwe. Ni to granatu ni to szarosci... I to stamtad najwyrazniej dobiegal odglos grzmotow. Etrea przylozyla reke do czola i zmruzyla oczy ale niewiele to pomoglo. Odwrocila sie i ruszyla biegiem w kierunku glownego masztu, wskoczyla na liny i wspiela sie na gore do bocianiego gniazda. Tak, stad miala o wiele lepszy widok na dziwne zjawisko. Nagle zdala sobie sprawe co moze oznaczac ten niski, powtarzajacy sie dzwiek. Usmiechnela sie szeroko. Moze nie wszystko bylo stracone, ale musiala sie upewnic.
Szybko zsunela sie z powrotem na poklad i podeszla do kapitana, ktory z ponura mina wpatrywal sie w nadciagajacych Brytow.
- Hej wilku morski, co tam jest gdzie niebo ma taki dziwny kolor? - spytala, wskazujac za siebie.
Kapitan popatrzyl na nia blednym wzrokiem, jakby nie zrozumial pytania. Po chwili sie otrzasnal - Tam? Na polnocy? To kipiel Zehn al-Thu'baan - odpowiedzial.
- Zeby smoka. - przetlumaczyla odruchowo Sirhana.
Kapitan przytaknal. - Ta nazwa pasuje do tego miejsca jak zadna inna. Szczyty skal otaczajacych kipiel sa ostre i tak wysokie, ze zdaja sie siegac samego nieba. Morze wdziera sie pomiedzy nie z rykiem, a powstajace przy tym fale przewyzszaja maszty najwiekszych statkow.
W glowie Etrei zrodzil sie pewien pomysl. Moze byl i szalony ale coz mieli do stracenia w obecnej sytuacji?
- Przecisnie sie tam statek taki jak nasz? - spytala.
Kapitan pobladl jeszcze bardziej, o ile to w ogole mozliwe. - Mam tam poplynac?! To samobojstwo! Zaden statek tego nie wytrzyma!
Etrea polozyla mu reke na ramieniu i spojrzala w oczy.
- Mozemy uciec tym Brytom, ale nie bedzie to latwe ani bezpieczne. Kapitanie, ani ty ani ja nie podolamy temu zadaniu w pojedynke, musimy wspoldzialac.
Mezczyzna pokrecil przeczaco glowa - Kipiel uspokaja sie tylko na kilkanascie uderzen serca. Trzeba niezwyklego kunsztu zeglarskiego albo wrecz boskiej mocy, by zdazyc ja pokonac nim fale zmiazdza smialka, ktory tam wplynie. Wszyscy zeglarze omijaja to miejsce z daleka, wolac nadlozyc drogi niz skazywac sie na pewna smierc.
W trakcie tej wymiany zdan reszta ocalalej druzyny podeszla do kapitana, Etreii i Sirhany.
- A kto chcialby zyc wiecznie? - odezwala sie Haruka wzruszajac ramionami - Jaki masz pomysl? - zwrocila sie do Etrei.
- No coz, mam pomysl, oczywiscie ze mam, pytanie czy jestescie na tyle szaleni by sie zgodzic na to co chcialabym zrobic? - odparla greczynka - Kapitan sam przyznal, ze jest szansa, mala, niewielka, prawie zadna, ale moze uda nam sie przedostac przez kipiel. Brytowie albo zrezygnuja z poscigu albo sami wpadna w pulapke.
- Ja chetnie zaryzykuje. - poparla ja Sirhana - Nie pokonamy tylu wojownikow a galera jest za ciezka by uciec im na pelnym morzu. W kipieli mamy przynajmniej jakas szanse, jak powiedzialas.
Misiak ramieniem probowal zetrzec z twarzy zaschnieta krew. Troche utrudnial mu to miecz Kai, ktory sciskal w dloni. - Tez uwazam, ze nie mamy innego wyjscia. Gdyby nie konie moglibysmy sprobowac doplynac do brzegu w szalupie czy chociaz wplaw. Mysle, ze wtedy ci co nas scigaja zostawiliby statek kapitana w spokoju ale tak... - wzruszyl ramionami z rezygnacja.
- Elfie gdzie jest Kai? Masz jej bron. A Valygar? - spytala Sirhana. - Znikneli mi z oczu podczas walki. Czy oni...? - zawiesila znaczaco glos i powiodla pytajacym wzrokiem po towarzyszach.
Misiak wstchnal i pokrecil glowa. - Nie wiem. Oboje wypadli za burte. Mam nadzieje, ze zyja. Kiedy podbieglem do relingu nikogo juz nie ujrzalem. Miecz Kai lezal na pokladzie...
- Ja tez stracilam ich z oczu - dodala Haruka - Ale na szczescie nie widzialam rekinow. To dobry znak.
- Jesli nie utoneli to prad zniosl ich pewnie na poludnie. Gdy juz wyjdziemy calo z tej opresji, ruszymy wzdluz plazy na ich poszukiwania - uspokoila ich Etrea. - A ty Ayenne? Zgadzasz sie na moj pomysl?
Amazonka, oparta na majdanie luku popatrzyla na nia w zamysleniu. Twarz miala blada i spocona - niedawne zranienie w polaczeniu z walka nadwatlily jej sily. Ale trzymala sie dzielnie i widac było, ze nie pozwoli by druzyna uznala ja za slabeusza.
- Nie znam sie na morzu. Wydaje sie, ze wiesz co mowisz. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zawierzyc twojemu przeczuciu. - usmiechnela sie do greczynki.
Etrea odwzajemnila usmiech. - Uda nam sie. Zawsze mialam szczescie i wynosilam skore calo z roznych opresji, i teraz tez tak bedzie. - powiedziala z niezlomnoscia w glosie, najwyrazniej chcac dodac im otuchy.
- Kapitanie? Jestes gotowy podjac ryzyko?
Mezczyzna popatrzyl na zmeczone twarze swoich ludzi, na zblizajace sie okrety, ktore zdazyly pokonac w miedzyczasie juz spora czesc dzielacej ich przestrzeni. Westchnal ciezko i pokiwala glowa. - Macie racje. To jedyna szansa. Zrobie co w mojej mocy. Niech bogowie maja nas w swojej opiece. - Po czym zaczal wydawac rozkazy marynarzom, ktorzy rozbiegli sie po statku przygotowujac go do zmierzenia sie z okrutnym morskim zywiolem. Piraci sprawnie oczyscili poklad z trupow. Garstke ocalalych buntownikow, których wzieto podczas walki do niewoli, zwiazanych i zaklneblowanych zamknieto w jednej z kajut. Teraz nie było czasu na ich przesluchiwanie.
Etrea zasugerowala, by zrefowali zagle, a gdy majtkowie zabrali sie za robote sama wskoczyla na reje i pomagala im zwinac material lopoczacy na wietrze.
Pozniej stanela przy uchwycie steru, przymocowala sie do niego krotka linka i mocno ujela w dlonie dlugi drag wespol z kapitanem. Nie pokladala specjalnie duzych nadzei w swoich umiejetnosciach zeglarskich. Liczyla, ze szczesliwy los znow do niej sie usmiechnie. Stanela u boku kapitana nie tyle po to, by wyreczyc go w tym na czym sie znal ale by dopilnowac, ze wszystko pojdzie zgodnie z jej planem. Jesli kapitan by spanikowal, zaczal zawracac albo zawahal sie, wtedy straciliby cenny czas i w rezultacie zycie.
Kazdy kto zyw szukal schronienia. Rozkuto galernikow. Sirhana zobaczyla, ze marynarze przywiazuja sie linami do masztow, burt i innego nieruchomego wyposazenia statku. Poszla za ich przykladem, reszta druzyny takze oprocz Haruki.
- Zejde do galernikow. Przypilnuje by utrzymali odpowiednie tempo, dajcie tylko znac kiedy maja zaczac - i zniknela pod pokladem.
Kipiel byla coraz blizej. Halas rozbijajacych sie fal stal sie ogluszajacy. Kapitan nie przesadzal. Kazdym nerwem dawalo sie odczuc potege tego miejsca. Wysokie, o ostrych krwedziach skaly otaczaly z czterech stron fragment morza. Woda wlewala sie do tego stworzonego przez nature basenu z przerazajacym impetem, po czym zmieniala sie w nieokielznana mase przewalajacych sie fal niczym wrzaca zupa w kotle jakiegos giganta. Promienie slonca rozszczepiajace sie we wszechobecnej wodnej mgle, na wszystkie kolory teczy nadawaly temu miejscu nierzeczywista atmosfere. Pieklo i raj...
I nagle wszystko ucichlo. Woda wsrod skal przestala obijac sie o nie, opadly fale, morska piana z sykiem zastygla na mokrych glazach.
Etrea w napieciu wyczekiwala wlasnie tej chwili - Teraz! - krzyknela i wraz z kapitanem naparla na ster. Rytm bebna nadajacy tempo wioslarzom przeszedl w jeden ciagly werbel. Statek skoczyl do przodu niczym przestraszone zwierze i pomknal ku srodkowi kipieli. Statki Brytow byly juz na tyle blisko, ze bez trudu dalo sie slyszec gniewne pokrzykiwania wojownikow, gdy ujrzeli jak wymyka sie im ofiara. Jednak wrogie galery nie zaprzestaly poscigu a nawet przyspieszyly. Komus musialo bardzo zalezec na rozprawieniu sie z druzyna... Kazdy inny zawrocilby.
- Mam dosc wody na cale zycie! Nigdy wiecej nie wsiade na zadna przekleta giaurowska lajbe! - pomyslala gniewnie Sirhana i zacisnela mocniej wezel na linie ktora sie obwiazala. - Ze tez dalam sie na to namowic. Moj kon ma wiecej rozumu ode mnie! - Nagle zamarla. Konie! Zapomnieli o koniach. Szarpnela za line probujac sie uwolnic, a kiedy nie ustepowala wyciagnela noz i przeciela ja jednym ruchem. Zerwala sie i biegiem ruszyla do stajni pod pokladem, nim ktokolwiek zdazyl ja powstrzymac.
Morska ton tylko pozornie byla spokojna. Co prawda daleko jej bylo do chaosu piany i wody sprzed paru chwil ale jej powierzchnia roila sie od duzych i malych, zdradliwych wirow. Etrea nie wiedziala co skrywa woda. Mogly to byc ostre podwodne skaly, mielizna lub po prostu bardzo silny morski prad. Kazda z tych rzeczy grozila wypchnieciem statku z kursu, unieruchomieniem go, a na pewno spowolnieniem. A na to nie mogli sobie pozwolic. Musieli jak najszybciej dostac sie na druga strone kipieli, bezpiecznie na otwarte morze. - Jesli slyszy mnie ktorys z bogow, któremu wiernie skladalam ofiary, to czas najwyzszy by przypomnial sobie o tym i pomogl mi nieco. - pomyslala Etrea kiedy wraz z kapitanem starali się wyminac trzy wiry naraz. - Albo jakiekolwiek bostwo, sprzyjajace naszej wyprawie...
Jak tylko Sirhana znalazla się w stajni zauwazyla, ze nie ma w niej Rakasha. Nawet nie poczula się zaskoczona. Dalaby sobie dlon uciac, ze tajemniczy wierzchowiec podazyl za swoja pania. - Oby ci się udalo odnalezc ja zywa, Rakashu. - Jej wzrok padl na siodlo i juki rudowlosej, oparte o scianke zagrody. - Takie niezwykle z ciebie stworzenie a nie mogles zabrac z soba tych drobiazgow? - pomyslala ni to ironicznie, ni to rozbawiona. Ale chwilowy przyplyw dobrego humoru minal, gdy do jej umyslu wdarlo się zdenerwowanie koni. Zdjela wierzchowcom uzdy i zaczęła je uspokajac lagodnym glosem i poklepywaniem. - Nie pozwole by stala wam się krzywda. Jestem tu z wami, nie obawiajcie się. Zwierzeta skupily się wokół niej, parskajac i lekko strzyzac uszami ale spokojniejsze niż przed chwila. Dalila i Nadzieja oparly jej pyski na ramionach i tracily lekko w policzki chrapami. Sirhana poglaskala obie po szyjach. Palcami drugiej reki musnela sztylet za pasem. Gdyby im się nie udalo gotowa była sama zabic konie niż skazywac je na powolna smierc z polamanymi konczynami, uwiezione na dnie w szczatkach galery... Nagle do jej uszu dobiegl niski dudniacy dźwięk potezniejacy z kazda chwila. Kipiel znow ozyla... Zacisnela dlon na rekojesci kindzalu, w oczekiwaniu na trzask pekajacego drewna.
Kapitan slyszac nasilajacy się szum fal zacisnal zeby i mocniej naparl na ster. Z jego twarzy bila determinacja. Woda zaczęła z rykiem przelewac się przez skaly. Triera zdolala pokonac już polowe kipieli. Wrogie statki dzielily od nich tylko dwie dlugosci galery. W tej samej chwili porwala ich jedna z fal. Chyba jednak ktorys z bogow wysluchal nietypowej modlitwy Etrei, bo miast zmiazdzyc triere o kamienne sciany, fala niemal lagodnie przeniosla ja przez pozostala przestrzen skalnego basenu i pchnela w kierunku waskiej przerwy miedzy wysokimi glazami.
Brytowie nie mieli tyle szczescia. Rozszalaly morski zywiol cisnal oba statki na siebie. Zderzyly się z halasem. Dziob pierwszego wbil się z chrzestem w burte drugiego. Na poklad runely oba maszty miazdzac pod soba ludzi. Ich krzyki zginely w huku przewalajacych sie mas wody.
- Niech te szczury ladowe pod pokladem zwieksza tempo! - ryknal na cale gardlo kapitan - Ta szczelina to nasza jedyna szansa.
Kiedy nic się nie stalo, a galera najwyrazniej jeszcze przyspieszyla, Sirhana zdecydowala się wrocic na poklad. Zdazyla jeszcze zobaczyc jak platanina lin i drewna, w ktora zmienily sie scigajace ich statki wirujac znika pochlaniana przez zarloczna kipiel. Po chwili tylko kilka pojedynczych desek unoszacych sie na wodzie było wszystkim co pozostalo po Brytach.
- Smok zostal nakarmiony - pomyslala gorzko Sirhana. W tym samym momencie triera weszla w szczeline. Burty jekliwie zaprotestowaly ocierajac się o ostre skalne krawedzie i już byli na pelnym morzu.

============================================================
tu jest miejsce na ewentualne przesluchania buntownikow itp.
============================================================


Kapitan skierowal statek ku piaszczystemu brzegowi. Odszukal niewielka zatoczke, zgodnie z wytycznymi na mapie. Kazal paru swoim ludziom by pomogli druzynie w sprowadzeniu koni ze statku. Pozwolil im tez zabrac z okretowej spizarni zapasy zywnosci i wody. Na jego twarzy było widac ulge, ze niewygodni pasazerowie wreszcie opuszczaja jego statek.
Sirhana stanela na krawedzi trapu i odwrocila się do mezczyzny. Siegnela za pas i rzucila cos w strone kapitana. Ten odruchowo zlapal przedmiot, którym okazala się wypchana sakiewka.
- To czyste zloto. Jest warte tyle co ta cala lajba. Uznaj to za rekompensate za nieoczekiwane komplikacje podczas podrozy. I nie zapomnij podzielic się z zaloga i rodzinami zabitych przez nas niefortunnie na poczatku rejsu. - dodala glosniej tak by zgromadzeni wokół marynarze ja uslyszeli.
Kapitan splunal na poklad - Wiecej nie dam się namowic na wyswiadczanie przyslug dalekim krewnym. Obym już nigdy was nie spotkal. Podniesc kotwice! Ruszac się scierwa! Wyplywamy na morze. - wydarl się do nowomianowanego bosmana i odwrocil na piecie.
Druzyna przez chwile patrzyla jaka galera oddala się od brzegu po czym ruszyla powoli piaszczysta plaza.

==============================================================
tutaj miejsce na moja rozmowe z druzyna by zdali się na mnie i sluchali mych rad. I żeby się zgodzili Wink)))
==============================================================



Za rada Etreii, ktora najlepiej z nich znala sie na zelgudze, posuwali sie wzdluz wybrzeza na poludnie. Tam, jak twierdzila greczynka bylo bardzo prwdopodobne, ze prad morski zniosl Kai i Valygara. Jesli przezyli...
Sirhana nie oponowala. Taka decyzja byla lepsza niz zadna. Ale sceptyczne
nastawienie wojowniczki zbladlo, kiedy po dniu wedrowki Ayenne wypatrzyla na
plazy strzep ubrania. A kiedy znalezli blyszczaca w piasku dluga szilke do
wlosow, niewatpliwie nalezaca do Kai jak twierdzil Misiak, nie bylo
watpliwosci ze sa na dobrym tropie. Pytanie tylko czy zdazymy na czas -
pomyslala Sirhana. Nie sadzila, ze bez broni i wycienczeni Kai i Valygar
beda w stanie stawic czolo niebezpieczenstwu. Wszystko jedno czy bedzie to
wysysajaca sily spiekota dnia, chlod nocy, glod i pragnienie czy tez...
bardziej materialni przeciwnicy, ktorych Sirhana tak sie obawiala.
Na szczescie nic do tej pory nie wskazywalo, ze ktos ich sledzi.
Wojowniczka pomyslala, ze dobrze chociaz, ze jest z nimi wierzchowiec Kai.
Nadzieja pozwolila Sirhanie umiescic sobie na grzbiecie drugie siodlo nalezace do Kai, oraz juki i miecze obu zaginionych. Teraz szla rownym krokiem razem z innymi konmi, jakby zdajac sobie sprawe ze druzyna probuje odnalezc jej pana a nie porzucila go na pastwe losu.
Mijal drugi dzien poszukiwan. Wszyscy pomni zalecen Sirhany oszczedzali
wode, starajac sie przede wszystkim poic zwierzeta by nie opadly z sil.
Dzieki nim szybko sie przemieszczali.
- Jakis dzien drogi stad powinna byc niewielka rzeczka. Tak przynajmniej wynikalo z map kapitana. Kiedy tam dotrzemy napijemy sie do woli i bedziemy mogli rozbic oboz. - powiedziala Sirhana wskazujac reka kierunek.
Rozrzazona tarcza slońca powoli schowala sie za wydmami. Z kazda chwila robilo sie chlodniej i ciemniej. Jechali w milczeniu, kazdy pograzony we wlasnych rozmyslaniach i kulacy sie przed zimnem.
- Co to? - spytala nagle Haruka wskazujac w kierunku wydm odgradzajacych
wybrzeze od pustyni. Zatrzymali sie.
Ciemnosc nad morzem piasku rozswietlala lekka poswiata.
- To chyba ognisko. - odpowiedziala jej Etrea.
- A wiec żyja, odnalezlismy ich - ucieszyla sie Amazonka - Jedzmy tam czym
predzej - mowiac to sciagnela wodze ale Sirhana zagrodzila jej droge.
- Poczekaj. Nie wiemy czy to na pewno oni.
- A kto inny moglby byc? - zdziwil sie Misiak.
Sirhana popatrzyla na niego. Gdyby widzieli dokladnie jej oczy mogliby
zobaczyc w nich wahanie...
- To niebezpieczny kraj - odparla w koncu wymijajaco. - Lepiej nie
ryzykowac. Zeskoczyla z Dalili. - Zaczekajcie tu na mnie, sprawdze kto tam
jest. - I zanim ktokolwiek z nich zdazyl zaprotestowac rozplynela sie w
ciemnosciach.
Sirhana szybko przemierzyla przestrzen dzielaca ja od miejsca skad dobywala
sie poswiata. W napieciu nasluchiwala odglosow pustyni. Lecz nie uslyszala
nic procz wiatru, szumu przesypujacego sie piasku i od czasu do czasu
nawolywan nocnych drapieznikow.
Niemalze bezszelestnie wspiela sie nad wydme i ostroznie wysunela glowe
znad jej krawedzi. Zobaczyla ruiny jakiejs poteznej budowli, czerniejace groznie na tle nocnego nieba. Wśród resztek murow plonelo male ognisko. Ktos chyba przy nim siedzial...
Nagle jakis szosty zmysl kazal jej rzucic sie w bok. Zrobila to, nim
uswiadomila sobie przyczyne. W tej samej chwili poczula, ze ktos przemknal tuz obok niej. Przetoczyla sie, krzyczac: "Kai!", poderwala blyskawicznie na nogi - i zamarla bez ruchu, czujac na swoim gardle ostrze. Z lekkiego skaleczenia na szyi Sirhany pocieklo pare kropel krwi, ale reka trzymajaca sztylet nie wykonala dalszego ruchu. Po chwili nacisk zelzal.
- Nastepnym razem pomysl, zanim zaczniesz sie do mnie skradac. Moglam cie
zabic. - wojowniczka uslyszala przy uchu szept rudowlosej. Usmiechnela sie.
- Zapewne, ale moze zdazylabym zabrac cie ze soba - i wskazala wzrokiem w
dol.
Na wysokosci pepka Kai, w odleglosci mniejszej niz grubosc pazokcia, blysnelo
ostrze kindzalu Sirhany.
- Nie sadze. - Usta Kai wygiely sie w lekkim usmiechu uznania. - Ale gratuluje refleksu.
Odsunela sztylet od gardla wojowniczki. Ta uniosla reke, palcami
sprawdzajac rozciecie i lekko sie przy tym krzywiac.
Kai ruszyla w strone ogniska, ale po chwili zatrzymala sie.
- Skad wiedzialas, ze to ja? Nie moglas mnie slyszec.
Sirhana skinela glowa - To prawda. Cos innego mnie ostrzeglo. Rakash... Jego
zapach... esencja... nie wiem, jak to nazwac. To towarzyszy tobie przez caly
czas. Jest prawie nieuchwytne. Moj umysl zdal sobie z tego sprawe, zanim w
ogole zrozumialam co sie dzieje. Chyba tylko to uratowalo mi zycie... Moge
cie prosic, zebys w przyszlosci troche mniej skwapliwie machala ostrymi
przedmiotami? Przynajmniej w stosuku do czlonkow druzyny. - Usmiechnela sie. - Mamy zadanie do wykonania.
Rudowlosa nie odpowiedziala, spojrzala tylko na nia przeciagle. Sirhana lekko zaklopotana odwrocila wzrok.
- Zaraz przyprowadze reszte - rzucila, by przerwac niezreczna cisze i
ruszyla w przeciwnym kierunku niz Kai.

- To oni - odezwala sie Sirhana wylaniajac sie z ciemnosci przy Dalili.
Jesli ktokolwiek z druzyny uslyszal ze sie zbliza, to nikt nie dal po sobie
tego poznac. - Czekaja na nas przy wodzie.
- Co ci sie stalo? - rzucila Haruka na widok swizej rany szyi wojowniczki. -
Zacielas sie przy goleniu?
Sirhana spiorunowala ja wzrokiem. Ale po chwili rozluznila sie i usmiechnela
krzywo.
- Bylo za ciemno - odparla i spiela konia pokonujac wydme.
- Dlugo kazaliscie na siebie czekac. - odezwal sie Valygar na widok
przybylych.
- Czyzbys juz sie za mna stesknil? - spytala go Haruka z szelmowskim
blyskiem w oku.


Ostatnio zmieniony przez R dnia Czw 1:29, 08 Lis 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
R
Niszczyciel Narodów



Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 4179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:20, 08 Lis 2007    Temat postu:

Haruka odwrocila sie nagle i gwaltownie zrzucila reke Etrei z ramienia.
- Zostaw mnie! Nie potrzebuje niczyjej pomocy! - wykrzyknela.
Odwrocila sie i szybkim - na ile pozwalala jej woda - krokiem ruszyla w strone brzegu. Jednoczesnie mowila cos do siebie, jednak w jezyku nie zrozumialym dla innych. W drodze po ubranie minela Sirhane, ktora caly czas obracala bicz w reku i obserwowala bacznie blond wojowniczke.
Dziewczyna rowniez miala ja na oku i gdy zakladala spodnie i kamizelke poslala jej szydercze spojrzenie. Wlozyla miecz do pochwy i powiesila na siodle. Zapinajac pas jeszcze raz odwrocila sie do Sirhany. Nagle jej twarz wykrzywil gniewny grymas i w ulamku sekundy znalazla sie przed nia.
- O co ci chodzi? Czemu sie tak na mnie gapisz?
Sirhana zacisnela mocniej dlonie na biczu. Przez chwile wydawalo sie, ze go uzyje ale odetchnela tylko gleboko.
- Po prostu nie wiem co sie z toba dzieje. Cos ci jest, nie zachowujesz sie normalnie a przynajmniej... bardziej dziwnie niz dotychczas.
Ta uwaga rozwscieczyla Haruke. Jak ta kobieta smie mowic do niej takim lekcewazacym tonem i traktowac ja jak chora na umysle. Po tym co dla niej zrobila... Dla nich wszystkich!
- Jedyna osoba, ktorej zaraz bedzie cos dolegac bedziesz ty! - wycedzila przez zeby jednoczesnie wymierzajac mocny prawy prosto w twarz Sirhany.
W oczach pustynnej wojowniczki zablyslo zdziwienie.

Jak tylko Haruka doskoczyla do niej, Sirhana cala spiela sie w sobie. Niejednokrotnie miala do czynienia z takimi sytuacjami jak ta. Wiedziala czym moze sie skonczyc. Opanowala sie i nie zareagowala na obrazliwe slowa dziewczyny a nawet sprobowala przemowic jej do rozsadku. Ale nic to nie dalo. Dalej wszystko potoczylo sie tak jak musialo. Zanim jednak jej cialo zareagowalo instynktowie na wyprowadzony cios, nagle doswiadczyla dziwnego uczucia. Wydawalo jej sie ze jest w stanie slyszec bicie serca wojowniczki, ktore pulsowalo szybkim rytmem, a na moment przed atakiem przyspieszylo jeszcze bardziej.
"Ach jak latwo byloby zarzucic jej na szyje ten bicz i jednym silnym szarpnieciem skrecic kark" - ta mysl, ktora nieoczekiwanie zablysla w jej umysle zaskoczyla ja jeszcze bardziej. Nim zdala sobie sprawe ze swojego zdziwienia wszystko zniklo a ona zablokowala przedramieniem prawej reki nadgarstek tamtej, tak ze piesc przeszla obok jej prawego ucha. Druga dlonia zlapala wyprostowne ramie Haruki powyzej lokcia. Wykonala skret cialem usuwajac sie z drogi, jednoczesnie chwytajac prawa dlonia za nadgarstek dziewczyny i pociagajac do przodu. Reka za lokciem dodatkowo wzmocnila ruch, w rezultacie wojowniczka poleciala przed siebie kilkanascie krokow tracac przy tym rownowage.


Blondwlosa wykonala przewrot przez ramie unikajac upadku na ziemie. Znow stala twarza do kobiety pustyni. Wsciekla i rzucila sie na nia jak opetana
- Zginiesz za to co chcialas zrobic!! [to znaczy co???] - wykrzyknela z furia nim dopadla do gardla wojowniczki
Uscisko byl mocny jednak...

Sirhana napiela miesnie szyi. Wtulila ja w ramionach i pochylila glowe. Nie probowala lapac Haruki za nadgarstki mimo, ze jej chwyt byl silny i skutecznie zaczynal pozbawiac ja tchu. Zamiast tego blyskawicznie wsunela obie rece pomiedzy ramiona wojowniczki i mocnym uderzeniem od wewnatrz w oba stawy lokciowe naraz, uwolnila sie. Rozepchnela jej rece na boki i kontynuujac ruch unieruchomila oba przedramiona przyciskajac je mocno po obu stronach swojego tulowia. Chwile pozniej uderzyla czolem w nasade nosa wojowniczki - na tyle mocno by ja lekko oszolomic ale by nie zlamac jej nosa - i puscila ja.
Haruka zatoczyla sie do tylu przyciskajac dlon do czola i potrzasajac glowa. Szybko doszla do siebie i ze zdwojona sila rzucila sie na wojowniczke pustyni. W jej oczach szalala furia.

Sirhana odpierala kolejne ataki rozwscieczonej Haruki. Moglaby zakonczyc ta cala potyczke w mgnieniu oka ale widziala, ze nie moze zabic blondwlosej. Zastosowala najprostsza metode - obracala ciosy dziewczyny przeciw jej samej. Wykorzytywala zasady dzwigni, zachowania ciala w zaleznosci od przemieszczenia srodka ciezkosci i odpowiednich punktow nacisku. Blokowala uderzenia niwelujac ich sile, po to tylko by wykorzystac rozpedzenie przeciwniczki i pchnac ja dalej niz tamta zamierzala dotrzec. Kilkakrotnie poslala ja na piasek ale glownie starala sie utrzymac ja na dystans. Nie miala pojecia jak mogloby sie zakonczyc bliskie zwarcie dla nich obu. Miala nadzieje, ze Haruka zmeczy sie i sama zaprzesta walki.
Ale w miare uplywu czasu ataki tamtej stawaly sie coraz zacieklejsze i wcale nie slabsze. Az dziwne bylo skad czerpie na to sily. Sirhana normalnie moglaby rownie dlugo bawic sie w tego rodzaju przepychanki ale nie byla w najlepszej kondycji. Zebra ostro protestowaly przeciwko naglym skretom ciala, unikom i przewrotom. Wiedziala ze nie powinna tego za bardzo przeciagac, jesli nie chce zeby kosci poprzebijaly jej pluca. Byla swiadoma tego, ze gorzej walczy. Wolniej reagowala na ciosy albo podejmowala gorszy sposob obrony ze wzgledu na kontuzje. Haruka byc moze w obecnym stanie nie zdawala sobie z tego sprawy ale instynktownie wykorzystywala kazda nadarzajaca sie okazje. Sirhana pare razy przyjela uderzenia piesci tamtej w szczeke, nie oszczedzala takze nog i ramion, wiedzac ze lepiej by na nie trafil impet ciosu niz na tulow.
W dodatku walka na miekkim piasku nie nalezala do najlatwiejszych. Nie trudno bylo o potkniecie, stracenie rownowagi, a nierowne podloze dodatkowo utrudnialo poruszanie sie. Turlajac sie, robiac uniki, zadajac lub blokujac ciosy dotarly do miejsca, w ktorym Erea pozostawila swoje ubranie.


W tej samej chwili Haruka ciezko upadla na piach powalona kolejnym sprawnym chwytem Sirhany. Lezala przez moment bez ruchu szybko oddychajac - nie ze zmeczenia tylko z przepelniajacego ja gniewu.
Nagle poczula pod palcami chlodny metal. Zacisnela dlon na rekojesci krotkiego sztyletu spoczywajacego pod ubraniem Etrei.
Usmiechnela sie zlowrogo...

Sirhana wpatrywala sie w plecy lezacej na piasku Haruki. Chyba potyczka dobiegla konca. Rozluznila sie. Zaczela rozmasowywac sobie szyje i przedramiona. Walka nie trwala dlugo. Nawet nie tyle by pozostali czlonkowie druzyny zdazyli sie do niej wlaczyc. Blondwlosa zaczela sie niezgrabnie podnosic...
- Masz juz dosc? - rzucila do niej Sirhana. Podeszla do upuszczonego bicza i schylila sie po niego.
Nagle tamta w mgnieniu oka odzysklala sprawnosc. Wojowniczka zdala sobie sprawe, ze to pulapka. Nie zdazyla jednak uniknac garsci piachu, ktora Haruka supnela jej w twarz podrywajac sie na nogi. Zamykajac odruchowo oczy zdazyla jeszcze zauwazyc zamaszysty ruch reki wojowniczki i blysk slonca na ostrzu noza. Nic nie widzac instynktownie odskoczyla do tylu.
Chwile pozniej blyskawica bolu przeciela jej cialo. Ignorujac ja wykonala kolejny skok, a potem przeturlala sie po piachu i znow byla na nogach. Rozejrzala sie czujnie przygotowana na kolejny atak.
Haruka stala kilkanascie krokow przed nia, ciezko dyszac i mrugajac oczami, ktore jakby na chwile zaszly mgla...

- Ha! I co? Nie poszlo ci tak latwo! - krzyknela do wojowniczki pustyni. W palcach prawej dloni obracala szybko zakrwawiony noz. Pare razy przerzucila go z reki do reki, jakby prowokujac przeciwniczke do reakcji. Na jej wargach pojawil sie pozbawiony wesolosci usmiech - Teraz odpowiesz za ten blad - dodala ciszej i uniosla ramie do ciosu.


Sirhana czula piekacy bol. Siegnela dlonia za koszule. Palcami wyczula rozciecie biegnace w poprzek brzucha az prawie do samych zeber. Na szczescie to bylo tylko drasniecie. Jednak gdyby nie zdazyla uskoczyc w pore, pewnie by teraz zbierala wlasne wnetrzosci z piachu pod stopami. Wyjela reke, na ktorej widnialy mokre czerwone smugi. Rana nie byla gleboka ale uszkodzenie skory na dosc znacznej powierzchni sprawilo, ze wygladalo to powazniej niz naprawde. Krew powoli przesiakala juz przez koszule, tworzac na niej ciemna prege.
Sirhana poczula slodki i mdlacy jednoczesnie zapach, ktory dziwnie ja fascynowal. Uniosla zakrwawiona reke do oczu, jakby nie wierzac w to co widzi. Jej zrenice zwezily sie. Zacisnela zeby. Gdzies w zakamarkach jej umyslu zaczela budzic sie bestia. Dzikie zwierze pragnace zasmakowac krwi swojego wroga. Dala porwac sie temu uczuciu. Spojrzala na swoja ofiare. Z mordercza precyzja ocenila gdzie musi zadac cios by przerwac jej zycie. Jeden ruch dloni... Jedoczesnie miala wrazenie, ze jej to niedotyczy, ze stoi gdzies z boku przypatrujac sie dwom walczacym kobietom. Odbierala niezwykle subtelne wrazenia... zapach skory, szelest wiatru na materiale, skrzypniecie ziarnka piachu i wiele innych, ktorych chyba nawet nie potrafila nazwac, ale ze wszystkich zdawala sobie sprawe. Jej zmysly na krotka chwile niesamowicie sie wysotrzyly. Zobaczyla jak jedna z kobiet unosi reke z nozem z zamiarem rzucenia sie na druga. W glowie zabrzmial jej ostry rozkaz: zabic!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szalka
Terminator Aresa



Dołączył: 15 Maj 2007
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Anglia

PostWysłany: Czw 15:58, 08 Lis 2007    Temat postu:

Ja chyba wroce do mojej poprzedniej postaci Very Happy Tylko kurna nie pamietam jak sie nazywalam :>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
R
Niszczyciel Narodów



Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 4179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:34, 08 Lis 2007    Temat postu:

prosze cie bardzo <g>
maile z drugiego PBM-a ktory zdechl nim sie na dobe zaczal
list MG
list elfa
moj
twoj list

[pxpbm] Targowisko zwierzat - Game Master - 1 - wszyscy
Cytat:
najpierw uwagi:
- mam nadzieje, ze polskie znaczki sie nie wykrzacza
- przygoda rozgrywa sie w okolicach początku 5 sezonu czasu "Xeny"
- jest to rozpoczecie przygody wiec uznalam, ze wszystkim wam udala sie
akcja zawarta w etapowce
- na koniec etapowki zapoznajcie sie z opcjami, ulatwi wam to opis
waszych
akcji

-----------------------------------------------------
Targowisko zwierząt podczas "Festiwalu Dobrego Zakupu" w Messynie
środek lata, dzień - późne popołudnie
-----------------------------------------------------

Ciepła, letnia pora przyciągnęła na doroczny 'Festyn Dobrego Zakupu'
tłumy
kupujących, oglądających, targujących się. Na olbrzymiej łące niedaleko
murów Messyny rozsiadły się szerokie zagrody, padoki i kurniki
kupieckie,
gdyż tutaj właśnie, poza miastem, odbywał się targ zwierząt. W tym roku
natura szczodrze obrodziła toteż nie można było przejść obojętnie wobec
takiego bogactwo wszelkiego stworzenia. Zwierzęta gospodarskie, domowe,
a
nawet egzotyczne, wszystkie wyszykowane i wystawione by kusić
kupujących.
Trudno było lawirować między biegającymi w popłochu zagubionymi
kaczkami,
wyjącymi ze swoich zagród krowami i skrzeczącymi, obłędnie kolorowymi
ptakami zza mórz. Jednak trud poszukiwań zawsze się opłacał. Tutaj
każdy
mógł znaleźć coś dla siebie: samotnicy papugę do towarzystwa,
podróżujący
konia lub osła, strachliwi obronnego psa. Jeśli jednak byłeś
wojownikiem nie
mogłeś trafić lepiej. Tylko podczas Festynu na jednym polu stawało w
szranki
i konkury o klientów dwóch cieszących się największą sławą handlarzy
rumakami. Konie ze stadnin Stanosa i Brelkiego nie były tanie, ale
warte
swojej ceny. Piękne, zdrowe, młode, wyszkolone lub pół-dzikie, objęte
były
słowną gwarancją kupców (których słowo miało wartość tak wysoką jak ich
obroty). Od lat wiadomo było - jeśli kupować konia to właśnie w
Messynie,
podczas letniego Festynu.

Przybyli tutaj by zdobyć rumaka, kupić okazyjnie siodło lub inne
akcesoria
jeździeckie. A może po prostu z ciekawości weszli pomiędzy stragany.
Nikt
nie zwracał na nich uwagi - ot kolejni poszukiwacze przygód, jakich
wielu
kręci się po ulicach miast i wsi o każdej porze roku. Niektórzy zapewne
szybko zapomnieliby o tym dniu gdyby nie wydarzenie, które temu i owemu
odmieniło plany na najbliższy czas.

Nie wiadomo kiedy i jak, nagle, na prowizorycznych "ulicach" targu
rozległ
się dudniący tętent. Jak to się stało, że deska zagradzająca padok
stadniny
Stanosa opadła na ziemię? Konie, widząc zaproszenie do galopu nie dały
się
długo prosić i z rozwianą grzywą, hoże i rześkie, popędziły przed
siebie.
Targowisko oszalało w panice. Ludzie chowali się gdzie tylko się da -
wskakiwali w błoto pomiędzy świnie, wdrapywali się na młode drzewka,
pokładali się na lady straganów. Białe i kolorowe pierze fruwało w
powietrzu, bryzgała na boki ziemia splątana korzeniami traw.

Konie w mgnieniu oka przeleciały przez targowisko jak wzburzona fala.
Pierwsi, którzy się otrząsnęli zaczęli zaprowadzać porządek. Niektórzy
uspokoiwszy swoje rumaki, rozjuszone zapachem wolności, wskoczyli na
ich
grzbiety i gnali za uciekinierami. Byli wśród nich nie tylko czeladnicy
Stanosa ale i przypadkowi obserwatorzy - poczciwcy i uczynieni okazją
złodzieje. Ci pierwsi wiedzeni instynktem uczciwości po złapaniu konia
wracali do zagród prowadząc zgubę. Ci drudzy nigdy nie zawrócili...

Byłeś jednym z tych naiwnych poczciwców. Jednym z pierwszych, którzy
ruszyli
w pościg. Wraz z wieloma innymi udało się Wam dogonić stado i ugasić
jego
werwę. Z liny wykonałeś prymitywny zaprzęg i założyłeś na szyję
spoconego
rumaka. Buchał powietrzem z nozdrzy i był niespokojny, mimo to dał się
poprowadzić...

Na targowisku czekał Stanos. Poznałeś go bo w tym zamieszaniu wielu
wołało
go po imieniu. Podszedłeś z koniem i przekazałeś mu prowizoryczną uzdę.

- Dziękuje - powiedział Stanos, patrząc na ciebie badawczo- Mam u
ciebie
dług. Pozwól zaprosić się jutro wieczorem na wystawną kolację w
karczmie
"Tańczący trzewik". Będę zobowiązany jeśli przybędziesz. Przyjmij ten
rzemień, będzie twoim znakiem wstępu, po tym rozpoznają cię moi ludzie
i
wpuszczą na biesiadę.

Ty również przyjrzałeś się kupcowi. Wyglądał jak drwal lub kowal. Miał
szerokie barki, silne ręce. Wzrostem przewyższał wielu mężczyzn na
targu.
Lekko przyprószone siwizną włosy zdradzały wiek i zapewne
doświadczenie.
Było w nim coś nieokreślonego. Może to ten błysk w oku - taki sam jak w
oczach galopujących chwilę temu przez pole koni.

.....
-----------------------------------------------------
WASZE OPCJE
-----------------------------------------------------

==> Opisac pogon za koniem (bohaterowie posiadajacy 'jezdziectwo' i
'oblaskawienie zwierzecia' nie beda miec zadnych problemow, bohaterowie
bez
tych umiejetnosci musza proporcjonalnie nieco utrudnic sobie zycie, w
opisie
uwzglednić następującą rzecz:

1. Większość koni po przebiegnięciu ok. kilometra-dwóch wytraciła pęd i
zatrzymała się. Dalej pognały tylko te najbardzej zadziorne. Aby je
gonić
trzeba posiadać długą linę i złapać je na "lasso", trzeba posiadać
umiejętność 'zarzucanie liny'. Konie które się zatrzymały są
podekscytowane,
rozbuchane, mogą sprawiać kłopoty. Płeć złapanego konia do wyboru, może
to
byc klacz, może to być ogier.
2. Stanos nie ma czasu na dłuższe rozmowy. Ludzie przyprowadzają mu
konie a
on z każdym rozmawia. Po zgromadzeniu prawie wszystkich koni zniknie
wśród
swoich zabudowań zająć się nimi.

==> Opisac czy zgadzacie sie uczestniczyc w kolacji, jesli tak to w
opisie
można uwzględnić następujące rzeczy:

1. Karczma posiada na piętrze salę 'balową', która na tę noc została
zarezerwowana. Bohater zostanie wpuszczony do sali tylko za okazaniem
rzemyka.
2. W sali jest sposo osób, ale z góry widać, że wszyscy się najedzą
gdyż
stoły są bogato zastawione. Stoły ustawione są w literę U. W centrum
stoi
krzesło różniące się od pozostałych, zapewne dla gospodarza. Gospodarza
jeszcze nie ma. Goście zajęci są rozmowami, nikt nie dotyka jedzenia,
może
dlatego, że czeka aż ktoś inny zacznie i da sygnał do wielkiego żarcia,
a
może dlatego, że słudzy gospodarza bacznie obserwują wszystkich. Na
pewno
ktoś zaczepi cię i wciągnie w rozmowę. Słudzy stoją w kątach, są
uzbrojeni.
Sprawnie interweniują gdy do sali chce się dostać ktoś bez rzemyka
(zaproszenia).
3. Do sali będą chcieli się dostać "szpiedzy", tzn. słudzy konkurenta
Brelke, by dowiedzieć się co 'knuje' Stanos. Możesz (nie musisz)
spotkać się
więc z ofertą kupna rzemyka (jeśli się nim pochwalisz) lub wymyślnymi
sposobami na zmuszenie cie byś wziął 'osobę towarzyszącą' (do wyboru,
mogą
was nawet pobić trochę jeśli chcecie Smile
-----------------------------------------------------

pytania na [link widoczny dla zalogowanych], prosze zeby w temacie wpisac imie postaci
i
nazwe etapu do ktorego jest pytanie

2gi XenaPBM ruszyl - dawac postaci bo zostaniecie zamrozeni bez
mozliwosci
wykonywania akcji

GM



[pxpbm] Targowisko zwierzat - Erdihl - 1 - wszyscy

Cytat:
To miasto mialo byc tylko epizodem w jego podrozy. Mozna wrecz
powiedziec, ze trafil tu przypadkiem, gdyz najkrotsza droga do Delf
zastala zalana po niedawnych wielkich deszczach.
Wjezdzajac na przedmiescia zauwazyl niezwykly nawet jak na
miasto tej wielkosci ruch. Wszyscy mieszkancy i przybysze
podazali w jednym kierunku. Pstanowil sprawdzic co sciagnelo tak
wielka liczbe ludzi w to miejsce i udal sie razem z innymi. Wkrotce
dotarl na drugi kraniec miasta. Na olbrzymim polu jak okiem
siegnac staly stragany, pomiedzy ktorymi klebily sie tlumy.
Ucieszyl sie niespodziewanym widokiem. Wygladalo na to, ze
udalo mu sie trafic na dzien targowy. Potrzebowal nowego siodla,
stare ktorego uzywal juz chyba od niepamietnych czasow bylo juz
dosc mocno sfatygowane. Nie byl krezusem, jednak w sakiewce
brzeczalo kilkanascie srebrnych drachm, oficjalnego srodka
platniczego w tym kraju. Mogl sobie pozwolic na skromny, acz
funkcjonalny zakup.
Idac miedzy straganami dotarl w koncu do dzialu konskiego i
zaczal rozgladac sie za stoiskiem rymarza. W koncu wypatrzyl
kilka z nich obok siebie. Przy pierwszym z nich sobie tylko
znanym zmyslem wyczul zaniepokojenie wsrod koni znajdujacych
sie w polozonej niedaleko zagrodzie. Gdy odwracal sie w tamtym
kierunku pierwsze konie opuszczaly wlasnie padok. Chec niesienia
pomocy zaszczepione mu od dziecinstwa pchnela go do
natychmiastowego dzialania. Rzucil ogladane wlasnie siodlo i
zgrabnym ruchem wskoczyl na swojego rumaka, ktory wiedziony
instynktem drobil nogami jakby chcial pobiec za pobratymcami.
Pozostal jednak na miejscu. Spiewnym i dziwnym jezykiem
szepnal cos rumakowi, ktory gwaltownie ruszyl z miejsca niemal
natychmiast przechodzac w swobodny galop. Dolaczyl do grupy
poscigowej. Po dluzszej gonitwie udalo sie wreszcie otoczyc
rozhukane zwierzeta. Zeskoczyl z konia i podbiegl do ciagle
niespokojnego stada. Niektore rozbiegly sie, inne skupily sie wokol
jednego z nich, o pieknej siwej masci. Zblizyl sie do niego. Nie bal
sie. Jego lud od zarania obcowal z dzika natura i zyl z nia w
harmonii. Spojrzal prosto w oczy zaniepokojonego zwierzecia.
Przemowil lagodnie w swoim spiewnym jezyku. Zauwazyl, ze pod
wplywem glosu niepokoj w oczach zwierzecia ustepuje miejsca
ufnosci. Podszedl blizej i nakryl reka chrapy ogiera. Kon uspokoil
sie zupelnie. Puscil zwierze, ktore poszlo za nim jakby znalo go
od lat. Prowadzac swojego konia i uciekiniera obok siebie dotarl na
powrot do targowiska i udal sie w strone padoku. Dostrzegl tam
postawnego mezczyzne niemal dorownujacego mu wzrostem lecz
znacznie potezniej zbudowanego do ktorego wszyscy
doprowadzali rozproszone wczesniej konie. Poszedl w jego
kierunku i przekazal konia. Mezczyzna powiedzial cos po grecku.
Niestety rozumial niewiele w tym jezyku, tyle ile zdolal sie
nauczyc podrozujac przez ten kraj, uklonil sie jednak lekko
przyjmujac to co zostalo powiedziane za podziekowanie.
Mezczyzna widzac, ze nie jest do konca rozumiany wreczyl mu
rzemien i wymowil wyraznie kilka slow. Przybysz zrozumial z tego
slowa "karczma" i "jutro" dwa pozostale, jak sie domyslal, byly
pewnie nazwa przybytku. Postaral sie je zapamietac. Rzemien byl
prawdopodobnie forma zaproszenia. Mezczyzna usmiechnal sie i
zatrzymal na nim jeszcze przez chwile wzrok. Wydawalo mu sie,
ze zauwazyl to co zawsze chcial ukryc bedac w wiekszych
zbiorowiskach ludzkich. To, ze nie nalezy do rasy ludzi. Wzrok
mezczyzny zdawal sie go przeszywac na wylot, jak celnie
wystrzelona strzala. Zaintrygowal go, postanowil przyjac
zaproszenie zakup siodla odkladajac na czas blizej nieokreslony.
Nastepnego dnia wieczorem udal sie na poszukiwania karczmy.
Gdy wreszcie znalazl sie przed wejsciem zaprezentowal
otrzymany rzemien i zostal wpuszczony do srodka.
Erdihl


[pxpbm] Targowisko zwierzat - Sirhana - 1 - wszyscy
Cytat:
Oparla sie plecami o miejski mur i spod przymknietych powiek
przygladala sie
kolorowemu tlumowi na prowizorycznym targowisku na lace. Znajdowala sie

w obcym
sobie kraju, ale ludzie wokol niej i panujacy harmider przypominaly to
co
znala - wsrod tlumu widziala nawet stroje podobne do tego jaki sama
nosila. Coz,
targowiska sa wszedzie takie same, poza tym bylo to miasto portowe,
gdzie
spotykaly sie szlaki z calego swiata, a co za tym idzie i nacje. Z
jednej strony
znaczylo to, ze latwiej bedzie jej wtopic sie w ludzka mase, z drugiej
istnialo
niebezpiecznstwo, ze natknie sie na kogos, kogo nie chciala spotkac...
Pustki w sakiewce zmusily ja do zejscia ze statku w sycylijskiej
Mesynie, czyli
wczesniej niz zamierzala. Na szczescie byla to grecka kolonia, wiec nie

powinna
miec trudnosci z dogadaniem sie z ludzmi. No przynajmniej nie tak duze
jak sie
obawiala. Dobrze, ze podczas rejsu przemogla swoja niechec do
przebywania na
pokladzie z widokiem na bezmiar wody. Dzieki temu troche doszlifowala
jezyk,
przysluchujac sie rozmowom zeglarzy...
Instynktownie odwrocila glowe, kiedy cos zwrocilo jej uwage. Po chwili
doskonale
znany jej odglos przebil sie przez panujacy halas. Tetent rumakow
pedzacych
przed siebie po ubitej ziemi.
Przez krotka chwile przypatrywala sie chaosowi pojawiajacemu sie
wszedzie tam,
gdzie rozpedzone konie umyslily sobie przebiec.
Z prawdziwa przyjemnoscia patrzyla na zadbane zwierzeta, ktorym, mimo
ze
byly
bardziej masywne niz bedwinow, wieksze i rasy zimnokrwistej, nie mozna
bylo
odmowic swoistego piekna, gdy tak galopowaly...
Niestety, nie mogla sobie pozwolic nawet na najmarniejszego z nich. Nie

stac jej
bylo na nocleg pod dachem, a co dopiero na wierzcowca. Choc na pewno o
ile
przyjemniej byloby pokonywac polacie drogi na konskim grzbiecie, niz na
wlasnycyh nogach...
A moze? - przemnkelo jej nagle przez glowe - Coz szkodzi sprobowac?
Z ta mysla ruszyla biegiem za uciekajacym stadem. Zauwazyla, ze nie
tylko ona
postanowila to zrobic... Kluczac pomiedzy straganami, starala sie
wyprzedzic
zwierzeta i przeciac im droge. Nie bylo to latwe, bo na targowisku
zapanowal
jeszcze wiekszy balagan, niz ma to miejsce normalanie.
Panujaca ciasnota ograniczala szybkosc poruszania sie, ale na szczescie
nie
tylko ludzi. Na otwartym terenie pewnie nie mialaby najmniejszych szans
na
dotarcie w poblize zwierzat.
Pogoni udalo sie w koncu osaczyc konie i powoli, ale konsekwentnie
zaciesniali
na razie dosc luzny krag.
Jej uwage zwrocil jeden z wierzchowcow, ktory przestraszony czyms
skrecil
raptownie w bok i zaczal oddalac sie od glownej grupy.
Kierowal sie w strone przeciwna, niz miejskie mury. Tam, gdzie polana
przechodzila w kamieniste pagorki. Na ktorych rozpedzony kon z
latwoscia
zlamie
sobie noge... Pedem minela dwa ostatnie stragany i wyskoczyla przed
zwierze,
narazajac sie niemal na stratowanie. To byla plowa klacz, moze
dwuletnia nie
wiecej. Zwierze stanelo deba i rzac groznie przebieralo kopytami w
powietrzu,
gotowe zmiazdzyc pod nimi czaszke intruza.
Utrzymywala odpowiedni dystans, ale nie dala zwierzeciu mozliwosci
przejscia.
Szarpnieciem zerwala sznur rozpiety podwojnie pomiedzy dwoma palikami
straganu.
Strzasnela z niego pospiesznie towary na deske, sluzaca za blat
straganu, nie
zwazajac na awanturujaca sie przekupke.
Przeciagnela pospiesznie koniec sznura przez mniejsza petle i tak
zaimprowizowany arkan jednyn ruchem zarzucila na szyje klaczy. Kon
czujac petle,
co prawda opadl przednimi nogami na ziemie, ale dla odmiany zaczal sie
szarpac
na boki. Przyciagnela sznur w dol i trzymala mocno, starajac sie nie
pozwolic
zwierzeciu na uwolnienie glowy. Silowaly sie tak przez jakis czas. W
koncu
zmeczenie i lekkie przyduszenie zaciskajaca sie petla sprawily, ze kon
uspokoil
sie. Zaczela skracac sznur spokojnymi ruchami i przyblizac sie do
ciezko
dyszacego i drzacego zwierzecia. W koncu byla na tyle blisko, ze jedna
reka
przykryla wierzchowcowi chrapy, a druga chwycila za petle na szyi.
Przez mooment kusilo ja by wyskoczyc klaczy na gbiet i pognac przed
siebie.
Szybko jednka zdusila te chec. Jakkolwiek nie bylyo jej stac na kupno
konia, nie
miala jednka tez zamiaru go krasc. Szczegolnie, ze pewnie zaraz by ja
zlapano.
Po co zwracac na siebie glupio uwage i od razu orobic sobie klopoty w
obcym
kraju? Moze jeszcze los sie odwroci...
Dalej juz poszlo gladko. Zwierze dalo sie bez wiekszych problemow
zaprowadzic do
reszty stada. Przekazala je mezczyznie, do ktorego zwracano sie
imieniem
Santos
i sprawial wrazenie kogos z pozycja - pewnie wlasciciela zbieglycyh
koni.
Z lekkim trudem zrozumiala, ze zaprasza ja na posilek do karczmy,
nastepnego
dnia wieczorem i nim sie obejrzala stala juz sama z kawalkiem rzemyka w

jedny
reku reku i petla ze sznura w drugim. Ten drugi zreszta zaraz jej
wyrwala
zdenerwowana przekupka, ktora przybiegla za nia.

Wzruszyla ramionami i schowala rzemyk za pazuche. To chyba bylo cos w
rodzaju
imiennego zaproszenia. Dziwne maja tu zwyczaje...
Postanowila skorzystac z zaproszenia. Nie miala nic innego do roboty, a

moze to
wlasnie byl ten usmiech losu, na ktory liczyla. Nawet jezeli nie uda
jej
sie nic
zalatwic u samego Santosa, to kazda okazja do zdobycia informacji byla
dobra...
Noc spedzila pod miejskimi murami, przy ognisku i czujnie jak zwykle.
Tutaj
czula sie bezpieczniej, niz w miescie. Rano wrocila do Mesyny. Reszte
pieniedzy
wydala na kapiel, balwierza i oczyszczenie odzienia. Na to pierwsze i
tak by sie
zdecydowala niezaleznie od przygody z konmi, to drugie uznala za dobra
inwestycje, biorac pod uwage wieczorne spotkanie. Troche czasu zajelo
jej
ustalenie, gdzie znajduje sie karczma, bo dopiero za piatym razem udalo

jej sie
na tyle poprawnie wymowic jej nazwe, zeby nie przyprawiac zapytanego o
rechot...
W koncu dotarla do tego przybytku pod ruchomym butem, jak
przetlumaczyla
sobie
dla ulatwienia lamiaca jezyk nazwe i nawet o wlasciwej porze.
Jak tylko pokazala rzemien dwom osilkom, zostala bez problemu
wpuszczona do
wielkiej sali na pietrze. Mimo ze ostatni posilek jadla poprzedniego
dnia
wieczorem, nie rzucila sie zaraz od wejscia do suto zastawionego stolu.

Zreszta
nikt przy nim nie siedzial i nie jadl. Nie wiedziala czy nie narazi sie
na
zlamanie jakiegos tutejszego zwyczaju, jezeli zacznie sie sama
posilac...
Zreszta niejeden raz nie jadla dluzej, przezyje. Zaczela przechadzac
sie
pomiedzy goscmi, pilnie, acz dyskretnie przypatrujac sie otoczeniu i
sluchajac
toczacych sie wokol rozmow...

Pa
Sirh



[pxpbm] Targowisko zwierzat - Anephut - 1 - wszyscy
Cytat:

Stala niedaleko miejskiego muru i przygladala sie tlumowi klebiacemu
sie na
pobliskim targowisku. Przebywala w obcym miescie i nie bardzo czula sie
w
nim swobodnie ,bardzo ja interesowala kultura panujaca w nim.
Podziwiala
sobie widoczki gdy uslyszala nagle tetent koni. Zlokalizowala
dochodzacy
halas i zobaczyla stado koni , ktore w biegly w srodek miasta taranujac
wszystko na drodze. Wiedziala , iz nie umie jezdzic konno i stara
trzymac
sie od nich z daleka lecz jak to sie mowi "raz kozie smierc" nie mogla
narazac ludzi zgromadzonych na targowisku. Pedem ruszyla w strone koni.
Zauwazyla na pobliskiej lace jakis sznur, wiec nie zastanawiajac sie
wziela
go i popedzila dalej za konmi. Zauwazyla ze jeden z koni ( caly czarny,
a
miedzy oczami przbiega mu biala"nic" ) wpatruje sie w nia. Zaczela do
niego
podchodzic podrodze zrobila petle z szura chcac zalozyc mu na
szyje.Podeszla
do niego lecz kon sie cofal bojac sie jej pochwili zacza uciekac. Ona
byla
bardzo zafascynowana tym koniem ruszyla za nim. Biegla za nim jakies
kilka
minut az dotarla do nie duzej polanki gdzie jej "milosc" stala nadal
wpatrujac sie w nia jak zahipnotyzowany. Bardzo powoli podeszla do
niego
caly czas szepczac mu pare slow w swoim ojczystym jezyku egipskim,
zalozyla
mu petle na szyje nie przerywajac szepczenia. Bardzo pragnela miec tego
konia lecz wiedzilala ze jej nie stac na niego. Od kilku dni spi pod
golym
niebem poniewaz nie ma na nocleg, a co dopiero na konia. Lekko
zacisnela
petle i zaprowadzila konia z powrotem do wlasciciela o imiemiu Santos.
Kiedy
dotarla juz na miejscie z trudem przekazala konia wlascicielowi. Lecz w
glebi serca wiedziala ze jeszcze zobaczy tego ogiera. Santos sprawial
wrazenie kogos waznego. Po chwili zdala sobie sprawe ze Santos zaprasza
ja
na kolacje do karczmy, ktora odbedzie sie nastepnego dnia wieczorem.
Jak
mogla odmowic zgodzila sie. Pochwili stala sama na ulicy z rzemykiem w
reku.

Nastepnego dnia wieczorem poszla do karczmy.

Anephut
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xena Warrior Princess: Polskie Forum XWP Strona Główna -> Gry xenowe Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin